Witam wszystkich
Zacząłem ostatnio zastanawiać się nad przyszłością arkadii i tym, jak nasza literkowa gra
będzie zmieniać się na przestrzeni najbliższych lat.
Wnioski, oczywiście, nie okazały się zbyt różowe - a, że sprawa wydała mi się dosyć
interesująca i poważna, zdecydowałem się założyć ten temat i złożyć pod nim pierwszy post.
Arkadia jaka jest, każdy widzi. Ma swoje plusy i minusy, jak każda inna gra, ma względną
równowagę, balans, zespoły miast, terenów, expowisk, gildie. Niemal wszystko, co potrzeba
do dobrej zabawy. Niemal, bo arkadii brakuje właściwie tylko jednego - brakuje jej graczy.
Chciałbym wyeksponować tu ten problem - problem graczy - jako główny, pierwotny, i w pewnym
sensie - nierozdrabnialny. Nie chcę doszukiwać się szczególnie jego pojedyńczych przyczyn i
broń boże zalepiać je prowizorycznymi łatkami. Stawiam sprawę tak - graczy ubywa, graczy nie
ma - i po prostu trzeba się do tego dostosować.
Gdybyśmy zadali to pytanie kilka lat temu (jeszcze na starym twój necie) odnośnie tego - jak
to będzie kiedyś, w 2009r. - teraz doczekalibyśmy się odpowiedzi. Mamy co najmniej dwa razy
mniej graczy (przy dużo większym świecie, pełnym nowych, klawych bajerów). Jak więc będzie
w przyszłości? Czy za kilka lat społeczność grających znowu skurczy się podwójnie, świat
dwukrotnie zwiększy, tak samo jak liczba opcji, komend, funkcji, i umiejętności)? Wydaje
mi się, że bez naruszania drogi temu kolosowi, jakim jest Arkadia, tak właśnie będzie. Ilośc
graczy będzie oscylowała w granicach 40. Potem 20, 10, 5, aż pac, nikogo nie ma. (dla formalistów:
mniej niż jedną osobę proszę, uznajcie za zero)
Nieprzypadkowo wspominam o rozrastającym się świecie i nowych " bajerach " (cokolwiek by to
miało znaczyć). Żadne nowe tereny, żadne nowe gadżety i szeroko pojęte facilities nie powstrzymały
naszego WIELKIEGO problemu. Problemu, który jest nawiasem paskudny, bo napędza w końcu sam
siebie - im mniej osób gra, tym mniej osób będzie chciało grać. (dlatego wątpię, żeby ilość
graczy się ustabilizowała).
Jaki jest więc sens pisania nowych terenów i naprawianiu problemów, które problemami nie są?
Przypomina to nieco perfumowanie się, które ma zastąpić kąpiel.
Rozumiem dobrze, że lepiej robić coś, niż nic, i sama pielęgnacja muda jest potrzebna, a
poza tym sprawia niejednemu frajdę, ale być może jest coś innego - jakiś pomysł, idea, która
da szansę na "uratowanie" muda i warto poświęcić temu czemuś czas.
Inaczej włożony w arkadię wysiłek pójdzie zwyczajnie na marne.
Może ktoś pomyśli sobie w tej chwili - "Ale ten mud i tak umrze". "To nie ma sensu". "I
tak nic nie wyjdzie" "bajki", etc. Proszę o uzasadnienie takie opinii, być może uda nam
się ją wspólnie pokonać.
Dobra, a jakie to mają być te nowe pomysły, skoro o nich mowa? Wydaje mi się, że podstawową
kwestią, która odróżnia - > TĘ < - grę od innych to jej niesamowity, ogromny potencjał na
interakcję między graczami, która wyprzedza o lata świetlne wszelkie inne pozycje. Symulaca
żywej społeczności (z zachowaniem wielu odwzorowujących ją czynników) to najsilnieszy aspekt
arkadii, który odróżnia ją od innych gier, a nie jakaś tam "tekstowość" czy "literkowość".
Trzeba go tylko wyeksponować jak najmocniej, jak najbardziej ułatwić graczom dostęp do niego;
dosadnie zaś mówiąc - podsunąć jednego gracza do drugiego, szczególnie zaś nowych. Tu tkwi
chyba jedyna (ale i ogromna) szansa na ożywienie naszej gry.
To jak tego W KOŃCU dokonać wg MNIE?
Odpowiedzmy sobie na pytanie, czy większa szansa na to aby skupisko graczy weszło z sobą
w interakcję ( nazwijmy to tak brutalnie ) kiedy jest rozprzestrzenione i rzadkie (jak
dajmy na to gaz) czy ścisnięte (jak kamień!). Nie sugeruję, żeby wszystkich graczy umieścić
na jednej lokacji (to się nazywa czat), ale żeby obciąć chociażby ilość miast, terenów, czy
inaczej je odpiąć, podpiąć (np. umieścić część ekspowisk w jedne miejsce i generować je tam
losowo), żeby gdzieś zrobił sie ten "ul".
Arkadia powinna się w sposób geograficzny przystosować do gry na 100 osób (a nie rozszerzać
razem ze wszechświatem).
Zadbać o ilość stron konfliktu. Ilość gildii jest za duża; byłbym za tym, żeby w arkadii
były dwie główne strony konfliktu, (niekoniecznie dobro ze złem) np. dwie armie (czarna
i czerwona), jako dwie, wielkie, niescentralizowane gildie, do których należeć może KAŻDY,
niezależnie od poziomu (nawet żółtek jako popychadło). W ten sposób bardzo łatwo będzie
znaleźć dwóm graczom wspólnego wroga (a to jednoczy jak nic) i od razu jest wyprawa, ganianie,
etc. A nowi zgarną w ten sposób kumpli, i będzie ta INTERAKCJA (gracze czerwonych razem, gracze
czarnych razem i każdy ma mnóstwo sposobności na atak, rozmowe, wyzwiska, etc) Zawsze się będzie
coś dziać. I będzie to sytuacja przystosowana do ilości graczy.
Oprócz tych dwóch głównych stron będą krążyły jeszcze pomniejsze typu kupiec czy raubitter,
a ponadto, w samych tych 'molochach' działać będą na pewnym szczeblu 'gildie w gildii', które
zapewnią graczowi wybór.
Podsumowując: wydaje mi się, że te, albo idące podobnym tropem reformy są w stanie podźwignąć
arkadię, tak aby ilość graczy ustabilizowała się w okolicy stu; podobne, czyli uproszczające
strukturę zabawy - i zbliżające graczy ku sobie (obojętnie czy z nożem czy z kwiatkiem).
Uproszczające - ale nie usuwające tereny jak walec i koparka, ale układające je inaczej, albo
generujące je losowo, tak żeby nic się nie zmarnowało. I przede wszystkim - uproszczające,
czyli wspomagające zabawę niedzielnym graczom, którzy logują się koło kilku godzin tygodniowo.
Reformy niby szokujące, ale równocześnie nieskomplikowane, i bazujące na krojeniu tortu,
który już się ma.
Może to i faktycznie czcze gadanie i wszystko jest w porządku, świata nie trzeba
zmieniać, itd, ale trend jaki jest taki jest...
Na koniec, nie chciałbym żeby mój pomysł był główną osią dyskusji - ta jw. w temacie.
Wyraziłem swoje zdanie, chętnie przeczytam opinie innych, bo chyba każdy może się nad tym
zastanowić, pogdybać i może dorzucić coś swojego (bo narzekać to każdy może!)
I nie wydaje mi się, żeby patrzeć na ten temat jak na modlitwę; jeśli ustalimy coś
konkretnego, czemu by nie spróbować tego urzeczywistnić?
No to tak idealistycznie zakańczam. Kampania wrześniowa siada mi na łeb, jak widać.

Pozdrawiam.