Strona 1 z 2

Wyprawa na smoka

: 10 kwie 2014 21:24
autor: Maylinne
Opowiem wam o wyprawie na smoka. Wprawdzie nigdy nie brałam w żadnej udziału. Jednak słucham opowieści, wyciągam wnioski, jestem bystra, kojarzę fakty. No to wam opowiem, a wy się nawet nie zorientujecie, że coś tu jest nie tak.

Otóż wyprawa na smoka to poważna sprawa. By takie przedsięwzięcie miało szansę się udać, konieczny jest udział wielu wyszkolonych, dzielnych wojowników, plujących śmierci w twarz. Zwykle przynajmniej jeden ze śmiałków ma okazję napluć jej w twarz osobiście. Z okazji wielkiej wyprawy, ma się rozumieć. Wielcy wojownicy spotykają się w miejscu charakterystycznym. Na przykład na poczcie, bogowie wiedzą dlaczego akurat tam. Być może chodzi o fakt, że z wielką siłą (przymiotem fizycznym) idą często marne przymioty psychiczne. Być może niegdyś próbowano się spotykać w karczmie, ale nie było możliwe osiągnięcie porozumienia, o którą z nich chodzi? Lub takie spotkania kończyły się ogólnym pijaństwem, gdyż wojownicy zapominali, po co się tam znaleźli? Z pocztą zaś sprawa jest prosta. Jedna poczta na miasto, a do picia tylko to, co sam sobie przydźwigasz.

Kiedy spotkanie jakimś cudem dojdzie do skutku, rozpoczyna się okres oczekiwania na spóźnialskich. Wtedy wojownicy biegają wkoło z paniką i szaleństwem wypisanym na twarzy, wołając do siebie wzajem "zapomniałem broni" czy też "zapomniałem zbroi" albo nieraz "muszę się napić". Podobny rytuał ciągnie się zwykle przez kilka godzin. Zdarza się, że w międzyczasie dzień przechodzi w noc albo i na odwrót. Ale, spójrzmy prawdzie w oczy, wielcy wojownicy wcale nie potrzebują być punktualni. Jeśli ktoś bardzo chce się z nimi zobaczyć, to poczeka, bo inaczej w zęby. Jeśli ktoś nie chce, tym lepiej dla niego.

Kiedy nareszcie wszyscy się zbiorą, następuje marsz do celu. Jego prędkość w niezwykle przemyślny i zawiły sposób regulowana jest wzajemnymi pokrzykiwaniami typu "wolniej" lub "szybciej", a także padaniem gdzieś w trawę całkowicie wycieńczonych osób. Niektóre grupy wojowników wyrobiły sobie poza wspomnianymi własne nowatorskie tradycje. Należą do nich marszowe śpiewy, postoje na obiad, naukowe dysputy lub nieodzywanie się do siebie ani słowem.

Na miejscu natomiast rozpoczyna się rzeź! Ktoś, lub nawet kilka ktosiów, jest oficjalnym kierownikiem tego całego bajzlu. Jednakże tak naprawdę nikt nie ma pojęcia co się dzieje. Krew tryska fontannami, kości grzechoczą tak, że słucha cały kraj, wokół latają oderwane kończyny, nie wiadomo nawet czy nasze, czy wroga. Dziesiątki broni rąbią, kłują i miażdzą. Ktoś mdleje, ktoś piszczy z przestrachem, ale nikt się do tego nie przyznaje. Opinii publicznej nie pozostaje nic innego jak przyjąć, że piski wydał z siebie smok, zapomniawszy na chwilę jakim rodzajem stworzenia jest. Między piskami dają się słyszeć rozkazy jakiegoś samozwańczego dowódcy. Jak przez mgłę. Nikt nie słucha, każdy chciałby już to zakończyć, ale nie! Nie da się!

Wielcy wojownicy wykonują zgrabny taktyczny odwrót. Gromadzą się gdzieś za drzewem czy za załomem korytarza i omawiają nową taktykę. Wszyscy ranni jak jasna cholera, ledwo już zipią właściwie. I właśnie wtedy zaczynają jeść zioła. O, piękna chwilo! Wielcy wojownicy zjadają całe, wypchane po brzegi woreczki cennych ziół, by następnego dnia rano zakląć głośno, spojrzeć prawdzie w oczy, odżałować stertę mithrylu i napisać do znajomego zielarza. By dostarczyć zarobku żyjącym w harmonii z naturą, znawcom wszelkiej roślinności, takim jak ja. I wreszcie, bym przez kolejny miesiąc mogła opijać się winem z Toussaint i wypalać tytoń cesarski, listek po listku, bez ustanku.

Jeśli chodzi o wyprawę na smoka, rzecz toczy się dalej, lecz staje się dalece mniej interesująca. Końcówka opowieści ani słowem nie wspomina o stertach mithryli, pijaństwie, ucztowaniu i ogólnej rozpuście. Jednak jeżeli macie ochotę, możecie ją również przeczytać. Wielcy wojownicy teraz zdrowieją, napchawszy się roślinkami. Podejmują kolejną brawurową, lecz w gruncie rzeczy rozpaczliwą próbę. Udaje im się albo i nie. Ktoś ginie albo i nie. (Zazwyczaj tak, zdecydowanie.) Wśród poległych znajduje się smok albo i nie. Ktoś pomstuje, ktoś oddycha z ulgą, ktoś postanawia nigdy więcej nie brać udziału w czymś podobnym. A miesiąc później odbywa się kolejna wyprawa. Mniej więcej wedle tegoż samego scenariusza.

Re: Wyprawa na smoka

: 10 kwie 2014 23:48
autor: Nazira
Maylinne pisze:Kiedy nareszcie wszyscy się zbiorą, następuje marsz do celu. Jego prędkość w niezwykle przemyślny i zawiły sposób regulowana jest wzajemnymi pokrzykiwaniami typu "wolniej" lub "szybciej", a także padaniem gdzieś w trawę całkowicie wycieńczonych osób. Niektóre grupy wojowników wyrobiły sobie poza wspomnianymi własne nowatorskie tradycje. Należą do nich marszowe śpiewy, postoje na obiad, naukowe dysputy lub nieodzywanie się do siebie ani słowem.
Tutaj umarłam :lol: :lol: :lol:

Re: Wyprawa na smoka

: 11 kwie 2014 11:40
autor: Rafael
Swietne swietne, mnie najbardziej bawi moment "zbierania sie" :D

R.

Re: Wyprawa na smoka

: 11 kwie 2014 11:59
autor: Athalyse
Mega dobre :lol: :lol: :lol: MOAR :!:

Re: Wyprawa na smoka

: 11 kwie 2014 22:01
autor: Alicia
A ja jestem wielbicielką akapitu "Na miejscu natomiast rozpoczyna się rzeź" 8-)
Dziękuję Maylinne za to, że ktoś wreszcie opowiedział o tym wszystkim głośno, na pohybel tym bohaterom dla których wszystko zawsze jest w porządku. :lol:

Re: Wyprawa na smoka

: 12 kwie 2014 12:57
autor: Miuosh
Zajebiste :)

Re: Wyprawa na smoka

: 15 kwie 2014 00:15
autor: Tuna
:D Popieram przedmówcę
Mi się podoba całość, a umierałam przy większości tekstu. :lol:
Genialne!

Re: Wyprawa na smoka

: 25 kwie 2014 17:04
autor: Garar
Witam!

Zaciekawiła mnie ta opowieść, ma ktoś może loga z jednej z takich wypraw?

Garar

Re: Wyprawa na smoka

: 26 kwie 2014 02:18
autor: Asandra
:o To trzeba przeżyć i samodzielnie się przekonać jak to jest.
A tekst Maylinne jest rzeczywiście fantastycznie zredagowany. 8-)

Re: Wyprawa na smoka

: 27 kwie 2014 23:26
autor: Orm
I jakże pięknie oddający rzeczywistość. ^^