Wspierając akcję zapoczątkowana przez Ulava.. Dawny juz log. Przepraszam, że tak sytuację z sobą samą wrzucam.. Operowanie Norsmena wydaje mi się jednak ciekawe i mam nadzieję, że bohater loga się nie pogniewa
Kod: Zaznacz cały
Przy niewielkiej chacie.
Lev przybywa za toba z poludnia.
Mowisz: Wejdzcie..
> Ponad drzewami dostrzegasz cienka smuzke bialego dymu.
Mowisz: Jestesmy na miejscu.
> Lev napiera silnie na drzwi, ktore ustepuja pozwalajac wejsc do chaty.
Naciskasz klamke, otwierasz drzwi i wkraczasz do chaty.
W lesnej chatce.
Jest tutaj jedno widoczne wyjscie: drzwi.
Lev.
Rozgladasz sie z wahaniem.
W srodku chatka wyglada na znacznie wieksza, niz wydawala sie byc z zewnatrz. Spora jej czesc zajmuje okryte miekkimi skorami szerokie loze, niewielki stol i wybudowany w rogu kominek. Niska powala przedzielona jest grubymi, mocnymi balami, a gladka podloga jest zrobiona z jasnych, sosnowych desek. Widac, ze ktos zadal sobie wiele trudu budujac to domostwo, ale nigdzie nie zauwazasz sladow, by ktokolwiek tutaj mieszkal. Palenisko w kominku jest wygaszone, ale wyglada na praktycznie nigdy nie uzywane. Tuz obok, pod sciana, stoi duzy kufer wykonany z ciemnego drewna i zdobiony okuciami.
Jest tutaj jedno widoczne wyjscie: drzwi.
Lev.
> Lev rozglada sie.
Mowisz: Ta izba.. utrzymywana jest przez Osadnikow w porzadku, na wypadek niespodziewanego noclegu.
Mowisz: Ale rzadko kto tu zaglada.
Spogladasz z wahaniem na Lva.
Mowisz: Chcialabym..
> Lev mowi: Postaram sie nie uswinic.
Mowisz: Nie, nie.
Mowisz: Usiadzcie, prosze.
Wskazujesz na lozko.
Lev siada na drewnianym prostym lozku.
Siadasz na drewnianym prostym lozku.
> Lev zdejmuje z siebie garnczkowy wysoki helm.
Spogladasz ostroznie na Lva.
> Lev mruczy niewyraznie.
Lev spoglada na ciebie.
Mowisz: Zdejmijcie zbroje.. i gorne odzienie. Ja.. - Z malej, jasnej sakwy wyklada na lozko kilka przedmiotow: czyste, lniane bandaze, maly nozyk, buteleczke i pudelko z mascia. - Ja musze Was zobaczyc.
Spogladasz z zaklopotaniem na Lva.
Opuszczasz kaptur na plecy odslaniajac tym samym twarz i oczy.
Lev mowi: Nozyk...
Mowisz cicho: To takze bedzie mi przeszkadzalo, ale postarajcie sie.. nie patrzec.
Spogladasz powaznie na Lva.
Zdejmujesz z siebie dluga czarna peleryne.
> Lev zdejmuje z siebie czarna matowa pare nareczakow.
Lev zdejmuje z siebie ciezka wielka tarcze.
Lev zdejmuje z siebie srebrzysta kolcza pare rekawic.
Nosi szorstka szara bluze.
> Lev zdejmuje z siebie futrzany gruby plaszcz.
Lev namysla sie nad czyms, stukajac palcami kirys.
Usmiechasz sie do Lva.
Mowisz: To takze.
> Lev marszczy brwi.
Mowisz: Przede wszystkim!
> Lev zdejmuje z siebie kryty wypukly kirys.
Mowisz: I bluze..
> Lev zdejmuje z siebie plytowa pare stalowych nagolennikow.
Spogladasz ostroznie na Lva.
> Lev mowi: Dawno kobieta nie kazala mi sie rozbierac. - Zdejmuje bluze jedna reka, druga opierajac na brzuchu i przyciskajac do siebie mocniej.
Lev zdejmuje z siebie szorstka szara bluze.
Czerwienisz sie.
Mowisz: To jest konieczne.
Mowisz: I.. rowniez to, byscie sie polozyli.
Spogladasz wolno na Lva.
Mowisz: Musze zobaczyc jak dokladnie wyglada to miejsce.
Mowisz: Piers i brzuch.
> Lev mowi: Co tylko sobie Panienka... - Z lekkim grymasem na twarzy kladzie sie na lozku.
Lev kladzie sie na twoim lozku.
Mowisz: Panie Lvie.. czemu trafiliscie do wiezienia? - Ze skupionym wyrazem twarzy i zmarszczonymi brwiami przesuwa obiema dlonmi po Twej piersi i bokach, starajac sie wyczuc ksztalt, twardosc i bolesnosc zeber.
Spogladasz na Lva.
Mowisz cicho: Czy to boli, kiedy dotykam?
> Lev mowi: Aeslingowie obiecali kiedys... - Dopiero kiedy docierasz dlonmi do ostatnich zeber czlowiek krzywi sie mimowolnie, podobnie, kiedy przesuwasz je po prawym boku. - Ta... troche.
Lev mowi: No, obiecali jednej rodzinie z Kisleva pomoc, za te pomoc mnie wsadzili.
Mowisz: Gdzie to bylo? W jakim miescie? - Ponownie obiema dlonmi, teraz jedna przy drugiej, uciska Twoj prawy bok i mostek, badajac je fragment po fragmencie. Palce jej rak wydaja sie chlodne w zetknieciu z cieplem brzucha.
Spogladasz z napieciem na Lva.
> Lev mowi: W Praaag... - Slowa zamieniaja sie w mimowolny jek, kiedy mocniej naciskasz jego cialo, a dlonie mezczyzny wbijaja sie kurczowo w posciel, dopiero po chwili jest w stanie sie opanowac.
Spogladasz szybko na Lva.
> Lev mruczy niewyraznie.
Mowisz: Lvie.. posluchaj mnie. Tutaj, z prawej strony czuje twardosc a cialo jest zasinione..
Mowisz: I to widac nawet pod tatuazem i.. to krew.
> Lev mowi: Wystarczy wodka...
Mowisz: Krew ktora saczy sie wewnatrz Waszego ciala, nie tak predko byscie to czuli, ale na tyle, by Was oslabiac.
Mowisz: Ktora.. nie wyplywa na zewnatrz.
> Lev mowi: Krew w srodku to chyba zwykla rzecz?
Mowisz: Nie, jesli jest tam, gdzie jej nie powinno byc.
Usmiechasz sie do Lva.
Mowisz: To jakby..
Mowisz: Zraniono Wam pluca lub watrobe, lecz tej rany nie widac.
Spogladasz z wahaniem na Lva.
> Lev mowi: Jak tam te... pluca to nic waznego, oby kiszka byla cala.
Mowisz: Gdyby Wasze jelita nie byly cale, nie zylibyscie juz.
Spogladasz powaznie na Lva.
Mowisz: Rany wewnatrz ciala takze sie zagoja, choc na to trzeba czasu. Ale..
> Lev mowi: Ale?
Mowisz: Krew ktora zebrala sie wewnatrz powoduje goraczke i zapalenie. Chcialabym ja usunac.
Spogladasz powoli na Lva.
> Lev mowi: Ze niby jak?
Mowisz: Musialabym otworzyc Wam bok.
> Lev mowi: O bogowie...
Lev mowi: Nie szkoda Panience rak brudzic?
Mowisz: Spojrzcie.. - Ujmuje Twoja dlon i kladzie na Twym ciele tuz ponizej zeber. - Tutaj skora jest twarda i goraca, i tu takze widzialam, ze Was boli.
Mowisz: Wybroczyna jest widoczna. Tam jest krew, i byc moze ropa.
Spogladasz powaznie na Lva.
Mowisz: Jesli to usune, poczujecie sie lepiej.
> Lev spoglada na ciebie.
Czerwienisz sie.
> Lev spoglada na siebie.
Mowisz: Nie, nie robilam tego wczesniej. Widzialam jednak jak leczy Ojciec i..
Mowisz: Wiem co trzeba zrobic.
> Lev wyglada jakby chcial cos powiedziec, ale w ostatniej chwili sie rozmyslil.
Lev mowi: Aha... - Podnosi sie i wspiera na lokciach, spogladajac to na swoj bok to na Twoje rece.
Namyslasz sie nad czyms zamykajac dlonie w piesci. Tak...
Spogladasz na Lva.
Mowisz: To nie minie samo.
Mowisz: Zaufajcie mi.
> Lev mowi: Nie musi, nie planowalem dlugo zyc... dzieci tez nie ma z kim.
Lev mowi: A tak to w walce padne przynajmniej.
Mowisz: A jesli Wam przysiegne, ze nie umrzecie tutaj, w lozku?
Spogladasz gwaltownie na Lva.
Mowisz: To niewielka rana.
Mowisz: I nie potrwa dlugo.
Parskasz zarliwie.
> Lev mowi: Dobrze, Panienko...
Oddychasz.
> Lev spoglada na gore.
Lev mowi w norskim, ale nie udaje ci sie zrozumiec ani slowa.
Mowisz: Polozcie sie.. Opowiedzcie mi o Praag. - Ujmuje w dlon niewielki nozyk, wczesniej wyjety z sakwy.
Powoli i skrupulatnie przecierasz prosty krotki noz trzymana w reku jedwabna biala chusteczka.
Spogladasz ukradkiem na Lva.
Usmiechasz sie do Lva.
> Lev mowi: Widzialem tylko bruk zza krat, brudno i nedza. - Opiera rece na krawedziach lozka.
Mowisz: Mam wrazenie.. ze mowiono mi kiedys o zburzeniu, zdobyciu Praag? Ja.. niewiele pamietam..
Zapalasz drewniana pochodnie.
Namyslasz sie nad czyms opalajac ostrze nad ogniem. Tak...
Spogladasz z wahaniem na Lva.
Gasisz drewniana pochodnie.
Mowisz: Czy to prawdziwe miasto, nie tylko ruiny?
> Lev mowi: Juz odbudowali cos, stoja budynki.
Mowisz: Czy macie buklak z trunkiem?
Zagryzasz wargi.
> Lev bezskutecznie probuje ci dac skorzany buklak.
Lev mowi: Lyknie sobie panienka na odwage.
Usmiechasz sie.
Potrzasasz glowa.
Mowisz: To nie dlatego!
> Lev macha reka lekko.
Mowisz: Widzicie, kiedys odkryto, ze kiedy obmyc tym rane, nie ropieje.. - Zwilza alkoholem plocienna szmatke i powoli przemywa Twoj bok.
> Lev spoglada na siebie sceptycznie.
Mowisz: Tak samo, gdy rane opali sie ogniem.
Mowisz: Ale tego nie chce na Was probowac!
> Lev mowi: E, to jednak wole ogniem, nie marnuje sie alkoholu.
Mowisz: Lvie.. to nie potrwa dlugo. - Krotkim, pewnym ruchem wbija noz w obrzmiale miejsce i rozcina cialo. otwierajac rane o rownych brzegach, z ktorej natychmiast wyplywa czarna, pieniaca sie krew.
> Lev mowi: Osz kurw... - Kurczowo zaciska rece na lozku, wyginajac sie nieco.
Mowisz: Jeszcze chwile! - Nie zwazajac na Twoja reakcje, mocno uciska zranione miejsce. Nozem poszerza rane, bandazem zbiera wyplywajaca krew o niezdrowym zapachu i zoltawa wydzieline. Twoj bok, lozko pod Toba, jej rece i suknia sa okrawione.
Oddychasz z wysilkiem.
Spogladasz szybko na Lva.
> Lev mowi: Grrrr... - Warczy glucho i tylko przez wielki wysilek nie szarpie sie, nie ucieka.
Lev mowi cicho: Na Moteste...
Mowisz: To juz!.. Wytrzymajcie! - Ponowne obmycie otwartej rany alkoholem sprawia Ci ostatni przenikliwy bol. Szybkimi ruchami, z twarza niemal tak biala jak Twoja, okrywa rane jednym, nastepnie drugim skrawkiem plotna. Z wysilkiem otacza Twoj brzuch dluzszym badazem aby zacisnac go jak najmocniej.
Spogladasz z niepokojem na Lva.
Mowisz: pochylajac sie nad Toba: Lvie?
> Lev mowi powoli: Szlag by to... takie bydle a maly nozyk go ukrzywdzil.
Usmiechasz sie do Lva.
Mowisz: Wygladamy jak prosto z pola bitwy.
> Lev spoglada na ciebie przeciagle.
Usmiechasz sie do Lva lobuzersko.
Mowisz: I zyjesz!
Lev mowi: Ta... juz po mnie anioly pytaja.
Mowisz: Nie ruszaj sie tylko, prosze. - Ociera Ci twarz. - Nie dlatego, ze nie mialbys sil tanczyc i podskakiwac, ale nie trzeba starszyc Osadnikow.
Mowisz: A nie wiem, coby pomysleli, gdyby cos zakrwawionego wynurzylo sie z lasu.
Usmiechasz sie do Lva.
> Lev mowi: Ech, Panienko... - Chwyta Cie za dlon i przytrzymuje przez chwile przy swojej twarzy.
Spogladasz ciekawie na Lva.
> Lev mowi: Lev to nawet nie musi byc krwia ujeb... uswiniony, zeby ludzie sie go bali.
Mowisz: Powiedzcie czy..
Mowisz: Bylo ich wielu?
Mowisz: Tych, ktorzy Was bili?
> Lev mowi: Pieciu, ale najpierw czyms w leb uderzyli, ze mnie od razu z nog scielo.
Kiwasz glowa wolno.
> Lev glaszcze cie po dloni.
Lev mowi: Kislevici to tez rosle chlopy, maja pare w rekach.
Mowisz: Powinniscie sie teraz przespac - Dotyka Twego policzka - I.. i tak rzadko kto po takim zabiegu ma tyle sil co Wy teraz.
Mowisz: Zasnijcie?
> Lev spoglada na ciebie z namyslem.
Mowisz: Ja tu zostane, przy Was, a nikt wiecej z pewnoscia tu nie zajrzy.
> Lev mowi: Jest Panienka aniolem.
Mowisz: To sie okaze!
Mowisz: Byc moze wycielam Wam kawalem watroby!
Usmiechasz sie do Lva zaczepnie.
> Lev mowi: Byleby kiszka cala...
Surowe spojrzenie Lva lagodnieje na chwile, gdy ten nieznacznie sie usmiecha.