Z życia rekruta
: 22 sty 2019 00:30
Na pierwsze ciało natknął się jeszcze na skraju wioski. Kobieta z wyprutymi flakami leżała w nienaturalnej pozie. Białe tłuste robaki w najlepsze biesiadowały nie bacząc, że ktoś się im przygląda. Na jej twarz opadła kurtyna skąpanych we krwi włosów złowieszczo lśniących w słońcu. Wiedział, że ciał będzie więcej. Dużo więcej.
-Jakie licho mnie tu przyprowadziło? - Pomyślał Vonir beznamiętnie spoglądając na zwłoki i ruszył w stronę zabudowań skąd unosiła się cienka wstążka dymu.
Kolejne ciało ominął szerokim łukiem. Już z daleka dostrzegł szyję nieszczęśnika przebitą strzałą. Zapewne był to łuk czterdziestofuntowy, odległość nie więcej niż sto kroków. Śmierć, jak to śmierć, zastała swego wybrańca zasranego i śmierdzącego. W tym wypadku wyjątkowo śmierdziało, toteż nie było specjalnie po co się zbliżać.
Właściciel trzeciego ciała, które napotkał, nie oddał życia bez walki. Barczysty mężczyzna, pewnie miejscowy kowal, w lewej ręce ściskał nóż kuchenny, którym próbował się bronić. Drugi nóż tkwił w jego brzuchu wetknięty po samą rękojeść. Widok był kuriozalny. Wielkolud powalony igiełką wbitą w bebechy. Gdyby nie rozlana wokół kałuża krwi pomyśleć by można, że odpoczywając po ciężkiej pracy oparł się o ścianę jednego z domów i uciął drzemkę z głową opuszczoną ciężko w dół zupełnie lekceważąc wbitą obok pępka drzazgę.
W głowie Vonira wciąż dudniły słowa dowódcy:
- Rekrut, na jednej nodze zapierdalasz do wioski. Spotkaj się z naszym informatorem. Masz się dowiedzieć o pozycji wroga.
Przechodząc obok małej lepianki pokrytej strzechą dostrzegł kątem oka leżącą w środku skuloną postać. Chłopiec, dziewczynka? To już nie było ważne. Zmełł w zębach przekleństwo i dodał cicho - Rozkaz to rozkaz - splunął krótko na klepisko i ruszył w stronę największego budynku w wiosce, a właściwie tego co z niego zostało. Zwęglone kikuty dachu w kilku miejscach tliły się jeszcze. Zanim podszedł bliżej spalonej gospody prawie potknął się o leżące przy studni ciało psa. O tym, że była to ongiś gospoda świadczył bezlitośnie zgrzytający na wietrze szyld jakimś cudem ocalały z pożogi. Niegdyś widniał na nim złocisty puchar na czerwonym tle i zachęcał do wejścia, teraz osmolony i zakurzony odstraszał wyrytym nań napisem: „Ludzie do morza!” Gdy spojrzał przez wypalone szpary dostrzegł powykręcane, spopielałe ciała i nie wytrzymał. Odwrócił wzrok.
Nagle usłyszał cichy szmer i gdzieś z lewej strony coś mignęło. Zanim się zorientował ręka już ściskała rękojeść miecza. Dopiero teraz zauważył, że na poddaszu jednego z domów ktoś powiesił makabryczne wahadło, które z daleka wyglądało na kulkę pokrytą kolcami. Sprawcy dyndającej ozdoby zadali sobie niemało trudu aby powiesić niziołka, wydłubać mu oczy, wyciąć język, zawiesić na szyi tabliczkę z napisem: „Zdrajca”. A na koniec tego wszystkiego urządzili sobie konkurs strzelecki. Vonir przestał liczyć gdy doliczył się czternastu strzał, które trafiły w cel.
-Zadanie wykonane- powiedział w duchu do siebie. -Spotkał informatora. Dowiedziałem się również o pozycji wroga. Tropione od tygodnia komando Scoia’tael przeszło tędy wczoraj. Biedny informator, ile wytrzymał? Co zdążył przekazać przed śmiercią swoim oprawcom? Co z pozostałymi informatorami?
Vonir wracając już nie patrzył na niziołka, nie spoglądał na smętne resztki gospody. Ominął truchło leżącego czworonoga i na chwilę zatrzymał się przy studni. Oparł się rękoma, chciał jeszcze wszystko przemyśleć. W głowie układał raport dla dowódcy. Coś go jednak podkusiło aby spojrzeć do środka studni i pożałował tego. Hasło wypisane na szyldzie niektórzy wzięli bardzo dosłownie.
***
Dowódca oczekiwał go wraz z oddziałem na gościńcu. Siedział na swoimi kucu i w milczeniu długo patrzył na Vonira. Pogładził swoją brodę, zamruczał coś niezrozumiale i dodał:
- Dorwiemy ich. Dorwiemy ich wszystkich.