"Wiedźma"

Forum Logi i Opowieści.
Awatar użytkownika
Miuosh
Posty: 408
Rejestracja: 16 maja 2009 18:31
Lokalizacja: JaworznoCity

"Wiedźma"

Post autor: Miuosh »

No, coś tam naskrobał mój. Nie pamiętam już jak zapisywało się dialogi, bo uczyli mnie tego w podstawówce, a to było 100 lat temu. Mam nadzieję, że jakoś się rozczytacie. Opowiadanie luźno nawiązuje do realiów Arkadii. Podobieństwo do użytych imion, postaci itd. zamierzone :) Endżoj.
***"Wiedźma"***

Ogry rzadko myślą.

W związku z tym rzadko i niewiele mówią. Ale jedną z tych rzeczy które ogry zwykły mawiać jest to, że Szaman Przepastnych Trzewi jest tylko jeden. I choć ogrów które Magią Flaków się parało, było i będzie wielu, to Duch Szamana jest tylko jeden i w chwili śmierci ogra-nosiciela po prostu wybiera sobie innego, na którego zstępuje i obdarza łaską Wielkiego Żołądka.

I Quark w to wierzył. Bowiem każdy Szaman, któremu do tej pory służył, był jednakowym skurwysynem i jednakowo znęcał się nad Quarkiem kiedy tylko miał na to ochotę. To, że Quark jeszcze w ogóle żył zawdzięczał tylko swojej nieprzeciętnej bystrości umysłu, sprytowi, sile fizycznej i niebagatelnej zręczności. Jak na gnoblara przystało, był prawie tak silny jak snotling i równie mądry co pół tuzina leśnych goblinów. Był też głuchy jak pień. Pierwsze ucho odgryzł mu Szaman Buluar, jakieś 10 lat temu. W cale nie za karę, czy w celach edukacyjnych. Buluar zawsze wyżej cenił sobie zagryzkę nad przepitką. A że od bimbru nie stronił, to raz kiedy skończyły się elfie podroby, po prostu kubek bimbru zagryzł Quarkiem. Bolało tylko przez pierwsze dwa miesiące. Drugie ucho Quark stracił już będąc sługą Miuosha. To był wyjątkowy Szaman. Już w pierwszym tygodniu posługi gnoblar zorientował się, że Miuosh lubi wszystko co parzyste. Nigdy nie wypijał siedmiu piw. Zawsze 8 lub 10. Czasem 12. Czternaście i więcej od święta lub kiedy czuł się samotny. Ale zawsze parzyście. Nigdy nie zostawił elfa z odgryzioną jedną kończyną. Dwie ręce, dwie nogi. I tak dalej. To był wyjątkowy Szaman. Nie trudno się domyślić, że to dziwne poczucie estetyki szybko wywarło bezpośredni wpływ na Quarka, który już pierwszego wieczora stracił drugie ucho. Powstałe rany, zgodnie ze sztuką, zalepiał chlebem ugniecionym z pajęczyną i śliną. Zapomniał tylko regularnie zmieniać opatrunek. Wdało się zakażenie i stracił słuch. Trudno. Nowoczesna medycyna wymaga poświęceń. Szybko jednak nauczył się czytać z ruchu warg, ruchu kija i intensywności kopniaków jakie otrzymywał. Nic w tym dziwnego, w końcu był najmądrzejszym gnoblarem na Zamku. Był najmądrzejszym i jednym gnoblarem na Zamku.

Ostatnio Szamanem Wielkiego Żołądka obwołano Sgroza. Quarkowi było to w zasadzie obojętne. Dobrą stroną całej sytuacji było to, że Sgroz, jako nowicjusz większość czasu spędzał na szczycie Tolvedar gdzie oddawał się tajemniczym szamańskim obrzędom. Znaczy żarł i chlał na umór. W Zamku bywał rzadko i Quark miał dużo czasu dla siebie. Całymi dniami oddawał się swojej ulubionej rozrywce, czyli znęcaniu się nad słabszymi. Łapał myszy i mniejsze szczury i zamęczał je w najokrutniejszy z możliwych sposobów. Już miał wbić słomkę w gałkę oczną kolejnej ropuchy, którą złapał przed chwilą, kiedy solidny kopniak oderwał go od ziemi. Gnoblar poszybował wysoko pod powałę, odbił się od krokwi, potrącił żyrandol i z hukiem wpadł do pustego kotła ustawionego na palenisku, po środku izby.

- Ce, Bombel – powiedział wyraźnie zasapany Gurg – Szaman doma? Ogr tępym wzrokiem powiódł po izbie. Na szczurze wnętrzności ułożone na posadzce w kształt gnomiego przyrodzenia nawet nie zwrócił uwagi.
- Ni! – pisnął Quark, masując żebra. Jedno złamane. Może dwa. No nic, zrobimy okład z chleba, pajęczyny i śliny i do pełni księżyca się zagoi.
- Szaman w Górach. Modli się.
- Aha. – odparł Gurg. Na jego czole pojawiły się dwie głębokie zmarszczki. Intensywnie myślał. Quarkowi się to nie podobało.
- Nooo, nie ma Szamana, ale jest pomocnik. – rozpoczął wywód Gurg. – Herszt chce widzieć Szamana, ale Szamana nie ma. Ale jest pomocnik. Herszt zobaczy pomocnik i Gurg zaś będzie mógł iść spać.
Ogr był z siebie wyraźnie zadowolony.
- Teraz. – rzucił, odwrócił się na pięcie i gracją pijanej górskiej bestii ruszył w dół krętych schodów.
Quark rzadko wychodził na słońce i z natury był blady jak trup, ale teraz stał się niemal przeźroczysty.

Nie jest żadną tajemnicą, że Stary Świat zrodził wielu skurwysynów. Właściwie, jakby się dokładnie przyjrzeć, to skurwysyny swą liczebnością znacząco przeważali nad istotami zacnymi w swej naturze, co w zasadzie, wydaje się być charakterystycznym dla wszystkich światów – nie tylko tego Starego.

Ale skurwysyna ponad Herszta Sulgora można było z ogarkiem szukać.

Najczęstszą przyczyną zgonów wszystkich Szamanów było przedawkowanie pewnego gatunku muchomora, który spożywany w określonych ilościach wywoływał wizje, które dodatkowo wzmacniało się bimbrem. Quark to wiedział, bo sam zbierał te grzyby dla kolejnych Szamanów. Quark wiedział już też jak wygląda ogrzy Szaman, który zje za dużo tych grzybów. Buluar zjadł ich kiedyś tyle ile sam ważył i po prostu pękła mu dupa. Quark tańczył wtedy wokół jego trupa i śmiał się do rozpuku przez kilka godzin. Ale później przyszedł Szaman Miuosh i odgryzł mu drugie ucho. Można powiedzieć, że Miuosh również zginął przez grzyby. Nażarł się ich kiedyś, popił bimbrem i doznał wizji, która przedstawiała historię Sulgora. Opowiedział ją ogrom. Ogry się śmiały. Sulgor też. A później Herszt Sulgor i Szaman Miuosh poszli postrzelać z katapulty. Kilka dni później na Zamku mieszkał już nowy Szaman i jak na razie z grzybami nie przesadzał.

Sulgor nie liczył się z nikim. Nie miał autorytetów ponad swoje opasłe brzuszysko, był tyle silny co wredny i strasznie cuchnął. Ogry bardzo go za to szanowały.

Quark zarzucił na ramię kawał szmaty, którą używał za prymitywną przepaskę. Przewiązał się w pasie kawałkiem sznurka i utykając na swoich krzywych nóżkach ruszył w ślad za Gurgiem.

Komnatę herszta wypełniał półmrok, rozświetlany jedynie przez kilka pochodni przytwierdzonych do ścian. Na samym końcu sali, na wielkim tronie ze szczerego złota siedział Sulgor. Ogromne brzuszysko niemal wylewało się z nabrzusznika i dumnie spoczywało na kolanach Herszta. Gęsta, żółta broda luźno opadała na szeroki tors, przeorany przez liczne blizny i szramy – pamiątki po walkach stoczonych przez ogra. Pomimo tego, że w komnacie zgromadziły się chyba wszystkie ogry było cicho niczym makiem zasiał.
Quark, ze świstem wypuścił powietrze i powlókł się przed oblicze Herszta. Dopiero kiedy podszedł bliżej zauważył, że lewa cześć pyska Sulgora jest wyraźnie spuchnięta, a jego oczy przekrwione, zmęczone i wściekłe. Głośno przełknął gulę podchodzącą mu do gardła.

- Ce. – powiedział, zgodnie z najlepszym ogrzym obyczajem.
Herszt łypnął na niego przekrwionym okiem, po czym niedbałym ruchem łapy skinął na stojącego po swej prawicy Tyga.
Tyg nachylił się w stronę Sulgora i bacznie nasłuchiwał szeptanych mu do ucha poleceń. Ogromne skupienie malujące się na jego pysku świadczyło o wielkiej wadze wypowiadanych słów. W końcu wyprostował się i rzekł w te słowa:
- Herszta napierdala ząb.
Cichy pomruk zgromadzonych ogrów odbił się echem od ścian komnaty.
- Boli bardzo. A durny Szaman polazł w góry i nie ma lekarstwa. Szaman wróci za wiele księżyców, ale jak wróci, to też lekarstwa nie przyrządzi, bo Herszt go wcześniej zje. – Tyg mówił powoli, ważąc każde słowo.
- Bombel – tu wskazał Quarka – pójdzie w Góry i odszuka Wiedźmę, która kaś tam mieszka i przyprowadzi ją. Bombel musi iść, bo tylko Szaman i Bombel wiom, gdzie Wiedźma mieszkać. Szamana nie ma, Bombel jest. Bombel idzie. Teraz.
Quark zdębiał. Nigdy nie chodził w Góry sam. Zawsze w towarzystwie Szamana i w zasięgu jego topora. Samotny gnoblar w Górach nie przeżyłby dłużej niż dwa kiwnięcia smoczego ogona. Quark to doskonale wiedział.
- Grube… - jęknął i jak długi padł na mordę przed Hersztem – Quarka zjom wilcy jak tylko przez bramę przejdzie. Zjom ji wysrajom. Nie dojdzie sam do Wiedźmy!
Sulgor łypnął na niego spode łba i ponownie skinął na Tyga.
- Zook pójdzie z Bomblem. – skwitował wyrok Herszta Tyg i swym krzywym paluchem wskazał na stojącego opodal czerwononosego ogra.
Morda Zooka nie wyrażała żadnych emocji. Żaden miesień na jego pysku nawet nie drgnął. Oblicze nie skażone myślą. Tępym wzrokiem gapił się tylko na Quarka. Wymarzony kompan do podróży przez dzikie Góry Szare.

Gnoblar chciał jeszcze dodać coś od siebie. Zaprotestować, pożegnać się lub coś w ten deseń, ale nie dane mu było. Kilka chwil później jego łysa, pozbawiona uszu głowa wesoło podskakiwała na stopniach schodów kiedy Zook ciągnął do za nogę w kierunku zamkowego dziedzińca.

Quark na swych krzywych, kabłąkowatych nogach pędził przez Góry na złamanie karku. Kilka kroków za nim, wesoło pogwizdując i uśmiechając niczym debil, maszerował Zook. Dwuręczny, adamantytowy młot oparł sobie o ramię, a kolczą misiurkę zawadiacko zsunął na oczy. Wilki, choć okolica się od nich roiła, trzymały się na dystans wiedzione instynktem samozachowawczym, który – nie bez racji- odradzał im ataki na ogra, nawet samotnego.

Quark głośno charczał i sapał. Ślina pieniła mu się wokół pyska, stopy krwawiły, a serce chciało wyskoczyć z piersi. Za każdym jednak razem, kiedy zwalniał kroku Zook sprzedawał mu soczystego kopniaka, po którym gnoblar szybował w przód o dobrych kilka metrów.
W ten zabawny sposób wędrowali od dobrych kilku godzin. Słońce było w zenicie i żar lał się z nieba niemożebny. Quark postawił jeszcze jeden krok i właśnie wtedy jego płuca po prostu odmówiły dalszej wędrówki. Jeszcze raz udało mu się zachłystnąć górskim powietrzem, a potem światło zgasło i jak długi wyrył mordą w kamienistą ścieżkę. Nos śmiesznie chrupnął, a odłamki boleśnie wbiły się w głąb czaszki gnoblara.

Ból go oprzytomnił. Usiadł na ścieżce, starł krew z powiek i rozejrzał się. Był sam. Może gdyby miał uszy i nie był głuchy jak pień, usłyszałby ogromnego jaskiniowego niedźwiedzia zachodzącego go od zawietrznej. Może. Ale i tak byłoby już za późno.
Ten gatunek niedźwiedzia, gdyby stanął na dwóch łapach mierzyłby nieco ponad 4 metry. W chwili kiedy rozdziawiał swoją wielką paszczę by po prostu połknąć Quarka, życie gnoblara przemknęło mu przed ślepiami. Najbardziej żal mu było dżdżownic które nałapał wczoraj wieczorem. Tak bardzo lubił przypalać je przy pomocy soczewki, którą dostał kiedyś od Buluara. Zmarnują się, bidule. I jedna z jego kotek miała się okocić lada dzień. Ominie go zabawa ze ślepymi kociętami i mrowiskiem. To takie niesprawiedliwe!

Niedźwiedź już nachylał się nad nim, kiedy stała się rzecz w swej naturze dość niespodziewana. Nad całą doliną na ułamek sekundy zaległ cień. Coś wielkiego i śmierdzącego przesłoniło słońce. Pół mrugnięcia okiem później dało się słyszeć coś zbliżonego do uderzenia gromu. Kiedy Quark otworzył ponownie ślepia Zook stał przed nim dzierżąc oburącz swój młot. Obok leżało bezgłowe truchło niedźwiedzia. Fragmenty tkanki mózgowej pokrywały pobliską kosodrzewinę i delikatnie parowały.
- Miś umarł. – skwitował ogr i oblizał się chlapiąc wokół śliną. – Idziem dalij.


Na miejsce dotarli późnym wieczorem. Niewielka polanka kryła się już w mroku. Chata z mchu, torfu i najprawdziwszego gówna, wyglądała jakby zaraz miała się zawalić. Z komina sączył się dym. Quark nigdy nie był w środku. Właził tylko Szaman, załatwiał co miał do załatwienia, dupczył Wiedźmę na wszystkie możliwe sposoby i wracali do Zamku. Ale tym razem Szamana nie było.
- Bombel idź. – szepnął ogr – Zook popilnuje.

Zanim Quark zdążył zaprotestować, Zook zrobił krok w tył i po prostu rozpłynął się w ciemnościach nocy.

Gnoblar splunął krwią, która ciągle sączyła się ze złamanego nosa i ruszył przed siebie.

Wnętrze chaty składało się z jednego pomieszczenia. W centralnym miejscu klepiska umieszczono palenisko, w którym żarzyły się drewniane szczapy. Na ścianach wisiały pęczki jakichś ziół, ale zapach, który roztaczał się wokół w ogóle nie przypominał kwiecistej łąki. Cuchnęło potem, gnijącym mięsem, rybą i moczem oraz łajnem. Cuchnęło starą ogrzycą.

Quark rozejrzał się. Dopiero po chwili spostrzegł Wiedźmę. Leżała po przeciwnej stronie ogniska w kałuży wymiocin. Powieki miała przymknięte. Strupy i wielkie wągry na jej haczykowatym nosie zdawały się żyć własnym życiem, za każdym razem kiedy Wiedźma wciągała powietrze pochrapując z cicha. Była kompletnie napruta.

Gnoblar postąpił krok w przód i wtedy niespodziewanie Wiedźma otwarła jedno oko.
- Czego siem gapisz, mały sukinsynu? – zapytała uprzejme Czarownica.
Quark chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się rozmyślił.
Wiedźma, sapnęła i usiadła przy ognisku. Coś nieprzyjemnie strzeliło w jej kręgosłupie. W tym świetle wyglądała na bardzo niską i chudą jak na ogrzycę. Zdawała się być niewiele większa od samego Quarka. A może to tylko złudzenie?
- Ce. Moje być… - zająknął się Quark.
- Ty być Bombel, a Herszta napierdala ząb. – rzuciła Wiedźma i kichnęła potężnie. Zielone gile obficie popłynęły po jej brodzie.
- Skąd wie? – palnął Quark i od razu pożałował swojego niewyparzonego języka. Jeśli tylko uda mu się wrócić do Zamku, poprosi Sgroza, żeby mu go wyrwał. Tak będzie lepiej.
- Wiedźma wie wsio i umi wsio, durny elfisynu! – Zaklęła plugawie – Weź mój tobołek. Powiedz Zookowi, że nasze spotkajo się na miejscu. Ty polecisz z Wiedźmą.

Ostatnich słów Wiedźmy dokładnie nie zrozumiał, a to co stało się w ciągu następnej godziny wymazał z pamięci z całą pieczołowitością. Nie pamięta ośnieżonych szczytów i ciemnych, nieprzebytych lasów majaczących w dole pod nimi. Nie pamięta lodowatego wiatru, który zatykał dech w piersi, gdy pędzili w chmurach z niewyobrażalną prędkością. Nie pamięta upiornego śmiechu Ogrzej Wiedźmy gdy przelatywali nad ruinami opuszczonej krasnoludzkiej twierdzy. O nie! Quark pamięta wiele rzeczy - nie jest w końcu snotlingiem! Ale tego akurat z całą pewnością nie pamięta.



Stuk! Stuk! Stuk! Wiedźma kroczyła przez komnatę Herszta podpierając się sękatym kosturem. Ogry rozstępowały się przed nią w milczeniu, otwierając przed nią drogę do tronu.
Sulgor wyraźnie gorączkował. Nalana morda spuchła mu do tego stopnia, że ledwo mógł otworzyć lewe ślepie, a prawe patrzyło tylko półprzytomnym wzrokiem. Wiedźma pośliniła szponiasty paluch i dotknęła czoła Herszta.
- Hyhy, trup. Będziesz niezłym Hersztem. – powiedziała, zwracając się do Tyga. Ten nawet nie drgnął. Sulgor chyba nie dosłyszał, bo tylko z kącika ust pociekła mu stróżka śliny.
- Jeśli mu nie pomożesz, to własną łapą wyrwę ci z piersi twoje czarne serce. – warknął Tyg. Wiedźma tylko się żachnęła.
- Znam lepsze rzeczy do robienia z moimi piersiami – uśmiechnęła się obleśnie odsłaniając gnijące dziąsła. – No ale, dobra. Niech ci będzie. Wszyscy won! Zostaje Tyg i Bombel. Będziemy czarować.

Sulgor bardzo szybko doszedł do siebie. Jeszcze tego samego dnia wieczorem nakładł po gębie Bumkirkowi i złamał rękę w łokciu innemu ogrowi. Wiedźmę sklął i wyzywał od najgorszych i kazał zrzucić z murów twierdzy. Quark obserwował to wszystko z poddasza szamańskiej baszty. Widział jak ogry wywlekły chudą ogrzycę i niczym szmatę po prostu wywaliły przez blanki. Wiedźma wyryła łbem o skały i leżała bez ruchu. Kilka metrów dalej wylądował jej sękaty kostur. Ogry pośmiały się, pożartowały i poszły.

Zapadał zmrok i mgła powoli podnosiła się z dolin. Słychać było tylko wycie wilków i przytłumione odgłosy ogrzej biesiady.

Wtem kostur Wiedźmy leżący pomiędzy dwoma bazaltowymi głazami niezauważalnie drgnął. Quark aż podskoczył na równe nogi. W miejscu w którym przed chwilą leżał martwy kawałek drewna teraz wiła się ogromna, długa na ponad 2 metry górska żmija. Wąż podpełzł do ciała ogrzycy i delikatnie dotknął jej policzka rozdwojonym językiem. I wtedy Wiedźma ożyła. Wstała na równe nogi i przeciągnęła się potężnie aż coś chrupnęło w jej kościach. W niczym nie przypominała starej wywłoki która spała w chacie w górach i która odprawiała obrzędy nad chorym Hersztem. Teraz jej trupioblade włosy lśniły w blasku gwiazd, a ramiona zdawały się być silne i zdolne do kruszenia skał. Jej oczy płonęły żywym ogniem. Długim, zakończonym szponiastym pazurem palcem wskazała w kierunku Quarka, a następnie przyłożyła palec do ust i wyszczerzyła się prezentując rząd ostrych jak brzytwa, srebrzystych zębów. Gnoblar poczuł jak jego jądra kurczą się do wielkości główek od szpilki. Skrzywił się boleśnie.

Wiedźma wykonała jakiś enigmatyczny gest, bezgłośnie poruszyła ustami i rozpłynęła się we mgle.

Było bardzo zimno.

Pozdro600.

Saman.
Ogre!
Awatar użytkownika
Athalyse
Posty: 78
Rejestracja: 21 lis 2011 20:19
Lokalizacja: Myslovitz - Beuthen

Re: "Wiedźma"

Post autor: Athalyse »

:mrgreen:

:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Sie posmialam :) Dobre!!
"-Ciągle muszę mu przypominać, że pali się budynki a gwałci kobiety.
-Gwałci? - przestraszył się Rincewind.
-Słuchaj, on ma 84 lata. Nie niszcz marzeń starego czlowieka."
Awatar użytkownika
Astrid
Posty: 94
Rejestracja: 21 kwie 2009 15:06
Lokalizacja: Jakieś dziwne miejsce

Re: "Wiedźma"

Post autor: Astrid »

Zajebiaszcze.
Kce obrazek? Tu się odezwie i wywoła Astrid trzy razy:

https://www.facebook.com/paszczearkadii
ODPOWIEDZ