Re: okiem niziołka
: 29 mar 2018 23:20
PRZYPADKOWE SPOTKANIE
Już kilka miesięcy upłynęło od momentu rozpoczęcia szkolenia w zawodzie myśliwego przez niziołka. Opanował on sztukę polowania na zwierzęta i ukrywania się, a jego zmysły stały się wyostrzone. Choć nie przepadał za walką, to wiedział, że włóczni może użyć do własnej obrony, ale częściej robiła mu ona jako podpora czy też kijaszek na swój podróżniczy tobołek.
Przez długi czas problemem było jego podejście, bo jak to można polować na słodkie zwierzątka, co sobie kicają po lesie? Gdy jednak zdał sobie sprawę, że mięso i skóry można wymienić na pieniądze, a za pieniądze zdobyć ciastka i inne smakołyki robione na podobieństwo domowych, wyzbył się skrupułów. Umiejętności łowieckich używał raczej do robienia psikusów i podsłuchiwania rozmów. Ponadto szkolenie, które odbył, pozwoliło mu odkryć kilka nowych sposobów przyrządzania mięska i nauczyło go rozpoznawania wszystkich rodzajów ziół. Jest to umiejętność niezwykle przydatna dla każdego niziołka – trzeba przecież jakoś rozróżniać jadalne owoce leśne od tych, których jeść nie można, a jak się Viveck później przekonał – zbieranie ziół leczniczych może okazać się niezwykle dochodowe.
Umiejętnością, bardzo trudną do nabycia było dla niego magiczne łączenie literek oraz ich odszyfrowywanie. Ćwiczył ją w wolnych chwilach, prowadząc własny dzienniczek.
Gdy szwędał się jeszcze tego samego dnia po lasach i traktach, zbierając najróżniejsze zioła, dobiegły go odgłosy rozmowy. Stanął w bezruchu i nasłuchiwał, lecz nie był w stanie rozróżnić ani jednego słowa. Był po prostu zbyt daleko.
Nie czekając ani chwili dłużej, ruszył w tamtym kierunku, licząc, że natknie się na kolejną grupę goblinów, którym będzie mógł skopać tyłki.
- Ja im dam potrawkę z niziołka. Zapłacą za to, co zrobili - mówił sam do siebie cichutko, a jego paluszki zaciskały się coraz mocniej na drzewcu broni.
Trzasnęła gałązka.
- Wdech i wydech, wdech i wydech… Dasz radę - dodawał sobie otuchy.
Spomiędzy drzew zobaczył dwójkę człowieków, rozmawiających ze sobą. Jakaś kobietka wymieniała uwagi z… Zefelem? Co on tam robił z nią w środku lasu? Czy też są w zmowie z goblinami?
Rozmowa nie była o żadnym spisku czy też ciosie wymierzonym w niziołki, toteż Viveck poczuł się bezpiecznie i postanowił się ładnie przywitać. Ładnie? Stylowo! Nie byłby przecież sobą, gdyby tak po prostu teraz wyszedł i pomachał rączkami. Zakradł się najciszej jak umiał, przygotował i… hop na barana Zefelowi!
- Wio koniku! - krzyczał na tego starszego człowieka - Wiooo…!
Uśmiech na twarzy Vivecka zniknął niemal natychmiast, kiedy wylądował na twardej ziemi. Jęknął boleśnie, a gdy spojrzał na górę, dziwiąc się, czemu został zrzucony, zobaczył, że zarówno kobieta jak i mężczyzna mierzą w niego bronią, a na ich twarzy maluje się powaga. Chwilę to trwało, zanim do mężczyzny dotarło, że celuje w znanego mu przecież niziołka, z którym ostatnimi czasy trenował wojaczkę i wędrował sporo po lasach. Na jego twarzy pojawił się uśmiech i opuścił sztylety, po czym rzekł do kobiety:
- To Viveck. Jest niegroźny. - Kobieta skinęła powoli głową i także opuściła swoją broń. Zefel spojrzał na niziołka i w lot zrozumiał swój błąd. - Poprawka. On jest bardzo groźny. Najgroźniejszy ze wszystkich niziołków jakie znam! - Puścił dyskretnie oczko do kobiety,ale prawda była taka, że nie znał ich wielu. - Przedstawić cię?.
-Nie trzeba, dam sobie radę. - Wstał z ziemi rozmasowując sobie obolały tyłek.
- Jestem Viveck Dale. Niziołek z Białego Potoku, zza Wielkiego Młynu. Nieustraszony podróżnik i wytrawny myśliwy. Wróg publiczny numer jeden wszystkich zielonoskórych. Przeciętnego wzrostu, a jednak wielki. Postrach ciastek na całej ziemi. - Ukłonił się z gracją.
- A ja jestem Anri. Miło mi cię poznać.
- Viveck, masz coś dobrego do jedzenia? Czekamy tu na jeszcze jednego kompana od dłuższego czasu i zaczynam się robić powoli głodny, a znając ciebie, to na pewno masz coś dobrego w tobołku…
Z niesamowitą wprawą i zręcznością niziołek rozwiązał tobołek i wyciągnął z niego pięć dużych wafli.
- Zawsze jestem przygotowany. Rozdzielę po równo. Jeden dla panienki Anri. Drugi dla Pana Zefela, a pozostałe trzy dla mnie. - Po czym nie czekając na odpowiedź, wepchał sobie do buzi, ile tylko się dało i przestał zwracać uwagę na człowieków. Mężczyzna i kobieta spojrzeli na niego ze zmieszaniem.
- Viveck. Powiedz mi proszę, jakim cudem do cholery myśmy dostali po jednym, a ty masz aż trzy wafle?! To nie jest po równo!
- Jak nie jest, jak jest? Wy jesteście duzi to i w brzuchach macie na pewno dużo. Ja, mniejszy z mniejszym brzuszkiem, to muszę częściej jeść, bo na mniej mi starcza. A dodatkowo, to ja jeszcze rosnę!
Gdy wszyscy już skończyli swoje jedzenie, a następnie wymienili uwagi na temat najlepszej kuchni, zjawił się mężczyzna, na którego czekali. Ten w średnim wieku pan człowiek był zdecydowanie lepiej zbudowany niż pan Zefel i ponad głowę wyższy od panienki Anri. Chód miał wojskowy, a na miłego nie wyglądał.
- Wybaczcie moje spóźnienie, ale musiałem pomóc kilku śmiałkom zbadać niebezpieczny kurhan. Udało im się zdobyć magiczny artefakt, a mnie znaleźć to - wyciągnął z kieszeni jakiś przedmiot. Niezbyt wielki, mieszczący się w garści. Dał go kobiecie. Krwistoczerwony rubin wyglądał przepięknie, gdy promienie słoneczne padały na niego. Mimo niewielkiego rozmiaru musiał to być niezwykle cenny kamień.
- Chcesz się z nami wybrać, mały kolego? Od razu muszę zaznaczyć, że to przedsięwzięcie nie do końca jest bezpieczne i nie każdy musi stamtąd wrócić cały...
Wszyscy spojrzeli na niziołka, który zaczął mrużyć oczy i zastanawiać się, czy nie został właśnie obrażony.
- Jestem Viveck Dale! Niczego się lękam! Każdy wie, że niziołki są najdzielniejsze i najodważniejsiejsze! Beze mnie sobie nie poradzicie! - wykrzyczał, po czym dodał już spokojniej - A dokąd właściwie idziemy?
- Mnie zwą Agis. Spróbujemy uwolnić pewnego gnoma, który zamknął się w pancerzu i nie ma jak z niego wyjść. Problemem jest tylko to, że musimy się przedostać do niego przez golemy, które do najsłabszych nie należą.
- Golemy? Co to takiego?
- Gnom ten stworzył strażników, którzy mieli chronić zarówno jego jak i pracownię. Tę wieżę, którą tu widzisz. Nie brzmi to zbyt zachęcająco, ale powiem Ci, że część z tych golemów jest zasilana kamieniami szlachetnymi, więc jak już nam się uda, to podzielimy po równo - Zefel szturchnął Anri porozumiewawczo - a potem zabieram wszystkich na pyszną jagnięcinę.
Młody Dale czuł się coraz bardziej przekonany co do tego pomysłu, a te człowieki wydawały się dużo ciekawsze niż kolejny spacer po lesie, by zebrać zioła. Zresztą pan Zefel potrafił wykonywać sztuczki ze sztyletami, które trzeba obejrzeć przy każdej możliwej okazji. Panienka Anri była skryta i cichutka, ale tylko na pierwszy rzut oka, a co do pana Agisa to trudno było stwierdzić coś więcej poza tym, że był przywódcą z krwi i kości oraz opowiadał wspaniałe historie (na pewno zmyślone, bo przecież nie jest niziołkiem) o swoich zarówno osiągnięciach jak i wyprawach.
- Odsuńmy ten pień zagradzający wejście do wieży i ruszajmy. Ku przygodzie!
Już kilka miesięcy upłynęło od momentu rozpoczęcia szkolenia w zawodzie myśliwego przez niziołka. Opanował on sztukę polowania na zwierzęta i ukrywania się, a jego zmysły stały się wyostrzone. Choć nie przepadał za walką, to wiedział, że włóczni może użyć do własnej obrony, ale częściej robiła mu ona jako podpora czy też kijaszek na swój podróżniczy tobołek.
Przez długi czas problemem było jego podejście, bo jak to można polować na słodkie zwierzątka, co sobie kicają po lesie? Gdy jednak zdał sobie sprawę, że mięso i skóry można wymienić na pieniądze, a za pieniądze zdobyć ciastka i inne smakołyki robione na podobieństwo domowych, wyzbył się skrupułów. Umiejętności łowieckich używał raczej do robienia psikusów i podsłuchiwania rozmów. Ponadto szkolenie, które odbył, pozwoliło mu odkryć kilka nowych sposobów przyrządzania mięska i nauczyło go rozpoznawania wszystkich rodzajów ziół. Jest to umiejętność niezwykle przydatna dla każdego niziołka – trzeba przecież jakoś rozróżniać jadalne owoce leśne od tych, których jeść nie można, a jak się Viveck później przekonał – zbieranie ziół leczniczych może okazać się niezwykle dochodowe.
Umiejętnością, bardzo trudną do nabycia było dla niego magiczne łączenie literek oraz ich odszyfrowywanie. Ćwiczył ją w wolnych chwilach, prowadząc własny dzienniczek.
Kod: Zaznacz cały
o__o__o__o__o__o__o__o__o__o__o__o__o__o__o__o__o__o__o__o__o
| Dzisiejszy dzień zapowiada się tak fatalnie jak kilka |
| poprzednich. Trudno uwierzyć, ale odkąd tu jestem, |
| nie napatoczył się żaden smok do zabicia. Będę się |
| musiał zadowolić kradnięciem <przekreślone> |
| pożyczaniem na czas nieokreślony warzyw z |
| ogródków człowieków. Co za dziadostwo! |
| |
| Przedwcześnie skazałem dzień na straty. Smoka jak |
| nie było, tak nie ma, za to mój siódmy zmysł wyczuł |
| jedzonko w środku lasu. Spróbuję dowiedzieć się, czy |
| intuicja wciąż mnie nie zawodzi. |
| |
| Wczoraj na tej polanie nic nie było! Teraz wydaje się |
| inna. Na niejśrodku stoi rozpalone ognisko, nad którym |
| zawieszony został wielki kocioł. Wokół niego tańczy |
| kilku goblinów, bluzgoczących w swym paskudnym |
| języku, ale myślę, że uda mi się niepostrzeżenie |
| poczęstować tym, co gotują. |
| |
| |
| OBRZYDLISTWO! W zupie pływają ręce, oczy i uszy. |
| To nawet nie są zwierzęce szczątki, lecz jak |
| podsłuchałem: elfie i niziołkowe! Te gobliny już nikogo |
| nie skrzywdzą, a mnie za to należy się chwila oddechu. |
| |
+-----------------------------------------------------------+
Nie czekając ani chwili dłużej, ruszył w tamtym kierunku, licząc, że natknie się na kolejną grupę goblinów, którym będzie mógł skopać tyłki.
- Ja im dam potrawkę z niziołka. Zapłacą za to, co zrobili - mówił sam do siebie cichutko, a jego paluszki zaciskały się coraz mocniej na drzewcu broni.
Trzasnęła gałązka.
- Wdech i wydech, wdech i wydech… Dasz radę - dodawał sobie otuchy.
Spomiędzy drzew zobaczył dwójkę człowieków, rozmawiających ze sobą. Jakaś kobietka wymieniała uwagi z… Zefelem? Co on tam robił z nią w środku lasu? Czy też są w zmowie z goblinami?
Rozmowa nie była o żadnym spisku czy też ciosie wymierzonym w niziołki, toteż Viveck poczuł się bezpiecznie i postanowił się ładnie przywitać. Ładnie? Stylowo! Nie byłby przecież sobą, gdyby tak po prostu teraz wyszedł i pomachał rączkami. Zakradł się najciszej jak umiał, przygotował i… hop na barana Zefelowi!
- Wio koniku! - krzyczał na tego starszego człowieka - Wiooo…!
Uśmiech na twarzy Vivecka zniknął niemal natychmiast, kiedy wylądował na twardej ziemi. Jęknął boleśnie, a gdy spojrzał na górę, dziwiąc się, czemu został zrzucony, zobaczył, że zarówno kobieta jak i mężczyzna mierzą w niego bronią, a na ich twarzy maluje się powaga. Chwilę to trwało, zanim do mężczyzny dotarło, że celuje w znanego mu przecież niziołka, z którym ostatnimi czasy trenował wojaczkę i wędrował sporo po lasach. Na jego twarzy pojawił się uśmiech i opuścił sztylety, po czym rzekł do kobiety:
- To Viveck. Jest niegroźny. - Kobieta skinęła powoli głową i także opuściła swoją broń. Zefel spojrzał na niziołka i w lot zrozumiał swój błąd. - Poprawka. On jest bardzo groźny. Najgroźniejszy ze wszystkich niziołków jakie znam! - Puścił dyskretnie oczko do kobiety,ale prawda była taka, że nie znał ich wielu. - Przedstawić cię?.
-Nie trzeba, dam sobie radę. - Wstał z ziemi rozmasowując sobie obolały tyłek.
- Jestem Viveck Dale. Niziołek z Białego Potoku, zza Wielkiego Młynu. Nieustraszony podróżnik i wytrawny myśliwy. Wróg publiczny numer jeden wszystkich zielonoskórych. Przeciętnego wzrostu, a jednak wielki. Postrach ciastek na całej ziemi. - Ukłonił się z gracją.
- A ja jestem Anri. Miło mi cię poznać.
- Viveck, masz coś dobrego do jedzenia? Czekamy tu na jeszcze jednego kompana od dłuższego czasu i zaczynam się robić powoli głodny, a znając ciebie, to na pewno masz coś dobrego w tobołku…
Z niesamowitą wprawą i zręcznością niziołek rozwiązał tobołek i wyciągnął z niego pięć dużych wafli.
- Zawsze jestem przygotowany. Rozdzielę po równo. Jeden dla panienki Anri. Drugi dla Pana Zefela, a pozostałe trzy dla mnie. - Po czym nie czekając na odpowiedź, wepchał sobie do buzi, ile tylko się dało i przestał zwracać uwagę na człowieków. Mężczyzna i kobieta spojrzeli na niego ze zmieszaniem.
- Viveck. Powiedz mi proszę, jakim cudem do cholery myśmy dostali po jednym, a ty masz aż trzy wafle?! To nie jest po równo!
- Jak nie jest, jak jest? Wy jesteście duzi to i w brzuchach macie na pewno dużo. Ja, mniejszy z mniejszym brzuszkiem, to muszę częściej jeść, bo na mniej mi starcza. A dodatkowo, to ja jeszcze rosnę!
Gdy wszyscy już skończyli swoje jedzenie, a następnie wymienili uwagi na temat najlepszej kuchni, zjawił się mężczyzna, na którego czekali. Ten w średnim wieku pan człowiek był zdecydowanie lepiej zbudowany niż pan Zefel i ponad głowę wyższy od panienki Anri. Chód miał wojskowy, a na miłego nie wyglądał.
- Wybaczcie moje spóźnienie, ale musiałem pomóc kilku śmiałkom zbadać niebezpieczny kurhan. Udało im się zdobyć magiczny artefakt, a mnie znaleźć to - wyciągnął z kieszeni jakiś przedmiot. Niezbyt wielki, mieszczący się w garści. Dał go kobiecie. Krwistoczerwony rubin wyglądał przepięknie, gdy promienie słoneczne padały na niego. Mimo niewielkiego rozmiaru musiał to być niezwykle cenny kamień.
- Chcesz się z nami wybrać, mały kolego? Od razu muszę zaznaczyć, że to przedsięwzięcie nie do końca jest bezpieczne i nie każdy musi stamtąd wrócić cały...
Wszyscy spojrzeli na niziołka, który zaczął mrużyć oczy i zastanawiać się, czy nie został właśnie obrażony.
- Jestem Viveck Dale! Niczego się lękam! Każdy wie, że niziołki są najdzielniejsze i najodważniejsiejsze! Beze mnie sobie nie poradzicie! - wykrzyczał, po czym dodał już spokojniej - A dokąd właściwie idziemy?
- Mnie zwą Agis. Spróbujemy uwolnić pewnego gnoma, który zamknął się w pancerzu i nie ma jak z niego wyjść. Problemem jest tylko to, że musimy się przedostać do niego przez golemy, które do najsłabszych nie należą.
- Golemy? Co to takiego?
- Gnom ten stworzył strażników, którzy mieli chronić zarówno jego jak i pracownię. Tę wieżę, którą tu widzisz. Nie brzmi to zbyt zachęcająco, ale powiem Ci, że część z tych golemów jest zasilana kamieniami szlachetnymi, więc jak już nam się uda, to podzielimy po równo - Zefel szturchnął Anri porozumiewawczo - a potem zabieram wszystkich na pyszną jagnięcinę.
Młody Dale czuł się coraz bardziej przekonany co do tego pomysłu, a te człowieki wydawały się dużo ciekawsze niż kolejny spacer po lesie, by zebrać zioła. Zresztą pan Zefel potrafił wykonywać sztuczki ze sztyletami, które trzeba obejrzeć przy każdej możliwej okazji. Panienka Anri była skryta i cichutka, ale tylko na pierwszy rzut oka, a co do pana Agisa to trudno było stwierdzić coś więcej poza tym, że był przywódcą z krwi i kości oraz opowiadał wspaniałe historie (na pewno zmyślone, bo przecież nie jest niziołkiem) o swoich zarówno osiągnięciach jak i wyprawach.
- Odsuńmy ten pień zagradzający wejście do wieży i ruszajmy. Ku przygodzie!