Strona 3 z 5

Re: Z dziennika Wiewiórki

: 26 wrz 2016 12:58
autor: Ald
Historia wciąga. Piszcie, dobra robota!

Re: Z dziennika Wiewiórki

: 26 wrz 2016 14:55
autor: Usul
- Ślad jest świeży. Byli tu najwyżej przed trzema godzinami. - Powiedział przyklękniety na ziemi mężczyzna.
Olf był zwiadowcą i walczył w tej wojnie dostatecznie długo, by umieć rozpoznać te ślady. Nieduża stopa, ale nie krasnoluda. Ślad jest zbyt płytki. Niziołek. Drugi znacznie głębszy, zdecydowanie krasnoludzki. Dwie podłużne koleiny...
- Ciągną coś ciężkiego, pewnie rannych. - Dobrze, pomyślał uśmiechając się sam do siebie. To ich spowolni.
- Obyś się nie mylił Olf. Chcę ich dorwać jeszcze przed zmrokiem. - Stojący za jego plecami smarkacz o surowej twarzy nawet na niego spojrzał. Rozglądał się tylko po otaczającym ich lesie.
Olf niespecjalnie lubił ich nowego kapitana. Głupi smarkacz, syn jarla. Ledwie mu zarost wyrósł a już mu drakkar dali. Gówna by w tym lesie nie wypatrzył, nawet jakby w jego stronę leciało. Splunął od niechcenia w gęstwinę.
- Co tam mówiłeś, Olf? - Surowe spojrzenie tym razem przeniosło się na klęczącego zwiadowcę.
- Dogonimy ich. - Odparł natychmiast, podnosząc się z klęczek i odwracając w stronę Sigvata.
- Wiem o tym! - Syknął ze złością chłopak, łapiąc starego zwiadowcę za kaftan. - Nie wrócę na An Skellig jako pobity! Rzucę ojcu wiewiórcze ogony pod nogi, razem z przyczepionymi do nich głowami!
Cała drużyna wyspiarzy ruszyła za śladem między drzewa. Nie podobało im się to. Minęły już trzy dni od masakry w nadmorskiej wiosce. Czuli, że zbyt daleko oddalili się od morza. Zbyt głęboko uszli w lasy. Wiedzieli jednak jak powitano by ich, gdyby przekazali wieści o swojej klęsce.
- Na przód do cholery! Jest ich tylko dwóch, mają rannych! - Poganiał Sigvat, widząc ponury wzrok swojej załogi. Szli w milczeniu. Na ich twarzach malowała się chęć mordu, chcieli pomścić towarzyszy i krwią zapłacić za ich śmierć. Nagle jak na komendę przypadli do ziemi. Sigvat z początku nie zrozumiał. Rzucił się ostatni, idąc śladem reszty. Dopiero po chwili zobaczył to co pozostali. Daleko przed nimi coś się poruszyło. Nieduża postać pośród drzew. Niziołek. Chłopak uśmiechnął się. To moja szansa. - Pomyślał. - Udowodnię ojcu, że nie popełnił błędu powierzając mi załogę. Zerwał się z ziemi.
- Brać go! - krzyknął gromko, nie tłumiąc radości w swoim głosie. To była jego chwila, jego moment. Pozostali zerwali się, ruszyli pędem szykując broń.

Milo siedział przy swoich towarzyszach, czekając na powrót Tryggviego. Wciąż nie mógł dojść do siebie. Rozmyślał nad ostatnimi wydarzeniami wpatrując się w ich twarze, zwrócone ku sobie na posłaniu z niedźwiedziej skóry. Był zmęczony... Tak bardzo zmęczony. Ocierał rękawem pot z czoła, kiedy usłyszał krzyk. Gdy się obrócił, biegli już w jego stronę. Kolczugi, brodate twarze, okrągłe tarcze... Tacy jak Ci w wiosce. A on był sam. Nie wiedział co zrobić, był zbyt zmęczony forsownym marszem. Wstał i wyciągnął zza pasa swoje puginały. Otoczyli go, mówili do siebie cicho w nieznanym mu języku. Poznawał ten język, słyszał go wtedy w karczmie.

- Brakuje krasnoluda. - Sigvat popatrzył na zwiadowcę. - Mówiłeś, że będzie ich dwóch. - Wskazał wyciągniętym mieczem ledwo stojącego na nogach niziołka. - Znajdź go. Znajdź natychmiast.
Olf ledwo dostrzegł ślad idący od rannych. Poznał jednak z miejsca, że to nie ślad krasnoluda. Coś było nie tak. Ruszył tropem.

Nie miał sił do walki, wiedział zresztą, że nie ma szans. Nawet nie drgnął gdy podszedł do niego młody mężczyzna w kolczudze, z zarzuconym na ramiona wilczym futrem. Nawet nie uniósł puginałów, gdy ten człowiek potężnym ciosem pięści obalił go na ziemię. W głowie mu zaszumiało. Nie mógł się poruszyć. Patrzył tylko jak drużyna zbrojnych podchodzi do rannych elfów, gotując broń. Jeden z nich się zaśmiał, wskazał elfkę. Reszta mu zawtórowała wesołym rechotem. Nie śmiali się długo. Coś zaświszczało w powietrzu. Milo usłyszał krzyk. Jeden z ludzi zwalił się tuż obok niego. Z jego oczodołu wystawał grot zakończony siwą lotką. Mężczyźni obejrzeli się. Kolejne świsty, kolejne dwa trupy. Przykucnęli, zbili się w krąg wokół niziołka, zasłonili tarczami. Usłyszał dzikie hałłakowanie. Zobaczył elfy i krasnoludy wypadające z lasu, rzucające się na tarczowników, mieczami i toporami próbujące przebić się przez ich zasłonę. Słyszał krzyki ranionych. Słyszał wycie umierających. W głowie mu wirowało. Zebrał w sobie siły, podniósł się na kolano. W dłoni nadal miał puginał. Zobaczył w kręgu człowieka, który go uderzył. Stał plecami do niego i rąbał właśnie mieczem w głowę jakiegoś krasnoluda. Milo nie wahał się ani chwili. Rzucił się z krzykiem, desperacko, resztkami sił. Poczuł jak ostrze przebija wilcze futro, jak zagłębia się w ciało. Naparł z całych sił, poczuł ciepłą ciecz na dłoni trzymającej rękojeść. Mężczyzna zwalił się na ziemię razem z nim. Milo nie miał już sił. Puścił sztylet, jego oczy zalała ciemność.

Olf zawrócił natychmiast, gdy usłyszał krzyk. Szedł ostrożnie, rozglądając się na boki, obserwując drzewa. Nie wiedział co się dzieje, co czeka przed nim. Przypadł do ziemi. Wiedział, że się spóźnił. Komando. Cholerne wiewiórki. Przeklęty Sigvat zgubił ich wszystkich. Skryty za krzakiem Olf zaczął wycofywać się. Był bardzo cicho. Polował od dziecka w lasach An Skellig. Był zwiadowcą, wiedział jak poruszać się bezszelestnie. Tak przynajmniej myślał.
- Prowi Ci siym udoło. - Usłyszał za plecami chrapliwy głos. Obejrzał się. Zobaczył stojącą nad nim kępą, niską postać. Zobaczył pędzący ku niemu młot.

Re: Z dziennika Wiewiórki

: 26 wrz 2016 17:01
autor: Ralandil
Czekam z niecierpliwością aż pojawi się w opowiadaniu Ogrza Kompania, która przybywa w sukurs by walczyć o wolność starszych ras, oczywiście w Imperium. :)

Re: Z dziennika Wiewiórki

: 27 wrz 2016 13:49
autor: Luinarienn
Ral, ale to nie jest o Arkadii :D To jest swietne fanfiction Arki.
Takze czekam na ciag dalszy, bardzo wciaga :)

Re: Z dziennika Wiewiórki

: 28 wrz 2016 14:09
autor: Usul
Otworzył oczy i jak co dzień zobaczył nad sobą płachtę namiotu. Było okropnie zimno, leżał przykryty kilkoma skórami. Nocą nie wolno było palić ognia. Blask widać wtedy z daleka, a to mogłoby ściągnąć niebezpieczeństwo. Minęły dwa tygodnie od kiedy Komando ocaliło im życie. Dwa tygodnie od kiedy sprowadzono ich do obozu. Milo wychodził z namiotu rzadko. Tylko by sprawdzić jak czują się jego ranni przyjaciele. Pozostałych Wojowników unikał. Wstydził się. Odkąd powiedziano mu, jak wielu z nich zginęło wtedy w lesie, ratując mu życie, wstydził się spojrzeć im w oczy. Bał się zobaczyć w nich pogardę. Nigdy jej nie dostrzegł, ale ten strach był silniejszy od niego. Okrył się ciepłym płaszczem i wyszedł z namiotu jak każdego ranka, by zobaczyć się z przyjaciółmi. Usul siedział przed namiotem wsparty o drzewo. Jak co dzień czyścił broń. Milo wiedział, że młody elf nie może się doczekać powrotu do walki. Z jego noga było już lepiej, chociaż lecząca ich znachorka wciąż jeszcze kazała mu odpoczywać. Andeith spała na skórach obok niego. Rana na brzuchu goiła się nad podziw ładnie. Kimkolwiek był elf, którego spotkali wtedy w lesie, ocalił jej życie.
- Milo. - Usul uśmiechnął się na widok nadchodzącego niziołka i odłożył miecz. - Chciałem Cię właśnie widzieć. Wkrótce wyruszam wraz z Komandem. - Niziołek nie odpowiedział. Stanął przed nim i skrzyżowawszy ramiona na piersi wiercił elfa wzrokiem. - Ty, Andeith i Tryggvi zostaniecie tu. Jeszcze przez jakiś czas.
- Więc to tak? Tak Ci śpieszno, by ruszyć w bój? Tak śpieszno, by szukać śmierci, której dopiero co ledwo się wywinąłeś? - Milo nawet nie próbował kryć gniewu i dezaprobaty w głosie. Był zmęczony. Choć odpoczywał już od dwóch tygodni nie opuszczały go niepokój i zmęczenie. Usul westchnął tylko i spojrzał na leżący na jego kolanach miecz.
- Moje życie nie ma znaczenia Milo. Myślałem, że do tej pory już to zrozumiałeś. - Uniósł wzrok na niziołka. Jego twarz, zwykle uśmiechnięta, teraz wyrażała tylko pustkę. - Ja nie o swoją wolność i przetrwanie walczę. Ja myślę o tych, którzy giną w pogromach. O tych, których zamyka się w obozach i wiesza na gościńcach, jak i Ciebie chciano powiesić. Ocaliłem wiele istnień Milo. W porównaniu z tym, moje własne życie nie ma znaczenia.
Niziołek wziął głęboki wdech. Czuł jak zmęczenie ustępuje. Jak ogarnia go zupełnie inne uczucie. Nie wytrzymał.
- W całym swoim życiu nie usłyszałem czegoś równie głupiego! - Wbił wskazujący palec w ramię osłupiałego z zaskoczenia elfa.
- Twoje życie nic nie znaczy!? To coś Ci powiem wszystko rozumiejący elfie. Znam kilka osób, którym na Twoim nic nie znaczącym życiu zależy. Widziałem też, jak inni ginęli za Twoje nic nie warte życie. Mówisz, że życie Wojownika nic nie znaczy? Spójrz jej w oczy. Spójrz i powiedz, że jej życie nic dla Ciebie nie znaczy.
Usul spojrzał za wskazującą ręką niziołka. Andeith już nie spała. Spoglądała na niego w milczeniu. Milo obrócił się na pięcie i odszedł. Ręce wciąż jeszcze mu się trzęsły.
Przechadzał się po obozie, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Mijał namioty i kręcących się przy nich Wojowników. Elfy, krasnoludy, widział też kilku gnomów i nawet jednego niziołka. Nie chciał z nimi rozmawiać. Nie umiał się pośród nich odnaleźć.
- Cu tom zuchu? - Usłyszał za plecami znajomy, chrypiący głos. Obejrzał się i rozpromienił lekko. Nie widział Tryggviego już od dawna. Krasnolud ciągle znikał w lesie, wybierając się na samotne zwiady. - Nic ni mów, widzym po tworzy cu Ci dolego. Mom no to lykorstwo. - Tryggvi poklepał przytroczony do pasa bukłak i zrobił swój przypominający uśmiech grymas. Milo zaśmiał się wbrew sobie.
- Pójdźmy w los, przynisiem zajomca no kolocje. - Po chwili wachania Milo przytaknął. Obaj ruszyli w gęstwinę.
Do obozu wrócili po zmierzchu. Gdy wędrowali wszystko wydawało się prostsze. Chyba tego właśnie mu brakowało. Wędrówki z przyjaciółmi. Milo chciał odszukać elfy, pokazać im upolowanego zająca, ale nie zastał ich przy namiocie. Poszedł nad strumień, by oprawić mięso. I tam ich zobaczył. Stali tam obydwoje - Usul i Andeith. Przy potoku, oświetleni blaskiem księżyca w pełni. Wpatrując się w siebie, rozmawiając. Widział ich bardzo wyraźnie. Widział ich pocałunek. I pierwszy raz od dwóch tygodni - uśmiechnął się.

Re: Z dziennika Wiewiórki

: 28 wrz 2016 14:52
autor: Dorgann
Bargian pisze:Lepszy sposob na rekrutacje niz ogloszenia na tablicach :)
Czyta sie faktycznie przyjemnie.
Wiórki wyznaczają nowy trend w naborze do gildii ;)
Ciężko będzie to przebić.

Świetne opowiadania Usulu.

Re: Z dziennika Wiewiórki

: 28 wrz 2016 15:32
autor: Harrim
Trend jak najbardziej pozytywny i w końcu mój ulubiony dział na forum zaczyna żyć ;)
Aż motywuje by samemu coś naskrobać.
Dzięki Usul.

Re: Z dziennika Wiewiórki

: 28 wrz 2016 17:08
autor: Molu
I przeżyli! I pocalowal ja wreszcie!
Gdzie się to podanie wysyła?

Re: Z dziennika Wiewiórki

: 28 wrz 2016 17:30
autor: Usul
Molu, przeciez Ty juz wyslales!
Nie zapomnielismy <3 :D

Re: Z dziennika Wiewiórki

: 28 wrz 2016 17:45
autor: Molu
To czemu nie bierzesz mnie na akcje? :P