Z dziennika Wiewiórki

Forum Logi i Opowieści.
Awatar użytkownika
Usul
Posty: 43
Rejestracja: 28 maja 2014 18:47

Re: Z dziennika Wiewiórki

Post autor: Usul »

Miał cichą nadzieję, że w blasku ogniska nie widać po nim aż tak zdenerwowania. Podczas swojego pobytu tutaj słyszał różne historie o zasiadających w tym kręgu osobach. Wiedział, że w końcu będzie musiał stanąć przed nimi i wysłuchać co maja do powiedzenia. Zdawał sobie sprawę jaką cenę zapłacili za to, by znalazł się w obozie. Starał się na to przygotować, ale gdy usiadł przed nimi na mchu ogarnął go lęk. Mimowolnie wytarł spocone dłonie o spodnie. Wiedział, że ten z twarzą oszpeconą blizną to Faolitarna, którego zwą Żelaznym Wilkiem. Pamiętał jak zobaczył go po raz pierwszy. Oszpeconej twarzy elfa nie dało się łatwo zapomnieć. Obok niego zasiadali Riordain i Angus Bri Cri. Wpatrywali się w milczeniu na elfkę, przy której dosiadł się Milo. On sam jak sądził skurczyłby się ze strachu pod ich zimnym wzrokiem, ale ona odpowiadała im spokojnym spojrzeniem srebrnych oczu. Nie widział jej nigdy wcześniej w obozie i przez chwilę zastanawiał się, kim ona może być. Z tych rozmyślań wyrwał go jednak siedzący na przeciw niego gnom, który od początku z ponurą miną wiercił go spojrzeniem zmęczonych oczu. Milo słyszał o nim od Usula i Andeith - to był Ulav, Konsul Komanda Illeartha z Kaedwen.
- Więc to o Tobie słyszałem. - Odezwał się w końcu, jakby wybudzony z zamyślenia gnom. W jego oczach skrytych pod krzaczastymi brwiami rozbłysły płomienie ogniska. - Moi Wojownicy twierdzą, że jesteś coś wart. Oby tak było. Wysoką cenę zapłaciliśmy za Twoją skórę. - Gnom przeniósł powoli zmęczony wzrok na siedzącego w pobliżu Usula. - Weźcie go ze sobą. A teraz zostawcie nas. - Machnął od niechcenia dłonią w kierunku obozu i skierował swoje spojrzenie na wciąż milczącą elfkę.
Usul wstał od ogniska i poklepał ramie niziołka dając znak, że ich rozmowa z Konsulem dobiegła Końca. Obaj udali się w stronę namiotu, pod którym czekali już Andeith i Tryggvi.
- Kidy ruszomy? - Spytał chrapliwie krasnolud, zarzucając sobie młot na ramię.
- Jak tylko skończą rozmawiać. Przed świtem powinniśmy zobaczyć przystań. - Usul podniósł z ziemi sakwę i podszedł do zbierajacej swoje rzeczy Andeith.
- Na pewno jesteś gotowa? Twoja rana...
- Jestem gotowa, me minne. - Elfka przerwała mu cicho, przykładając palec do ust. Przytaknęła lekko a on rozpromienił się widząc jej delikatny uśmiech.
- Me minne... - Szepnął do niej cicho. - Zbierzcie swoje rzeczy, wkrótce ruszamy. - Dodał znacznie głośniej, nie odrywając wzroku od uśmiechniętych oczu elfki.
Milo w zasadzie nie miał wiele do spakowania. Wszystko co posiadał, poza ubraniem na sobie, spłonęło w pożarze. Nie wiedział gdzie mają ruszyć i skąd ten nagły pośpiech. Czuł się zdezorientowany, a ponieważ nie lubił takiego uczucia postanowił rozwiać je natychmiast.
- Może ktoś mi w końcu powie dokąd się wybieramy? - Oparł zaciśnięte pięści pod boki i popatrzył po twarzach przyjaciół. - Od samego rana szykujecie sakwy, ale żadne nawet słowem nie piśnie gdzie idziemy. I nie róbcie ze mnie głupka, wiem czemu nic nie mówiliście. Czekaliście na decyzje tego gnoma, rozumiem to. Decyzja już jest, więc pora na wyjaśnienia.
- Masz rację, czekaliśmy na decyzje. - Usul uśmiechnął sie do niego i przykucnął przy niziołku. - Widziałeś elfkę siedzącą tam, przy ognisku? Tę z długimi bursztynowymi lokami? Mamy odprowadzić ją do przystani. A potem... Potem ruszamy na szlak.
Na te słowa niziołek uśmiechnął się od ucha do ucha. Nie ukrywał nawet, że miał już dość siedzenia w obozie. Chciał jak najszybciej opuścić go i ruszyć w dalszą podróż. Od dłuzszego czasu pytał ich kiedy nadejdzie pora. Teraz w końcu dostał odpowiedź, na którą tak bardzo czekał.
- Zbierz swoje rzeczy Milo. - Powiedziała cicho Andeith. - Jak tylko skończą rozmawiać...
- Już skończyli. - Wszyscy odwrócili się w stronę wychodzącej z ciemności srebrookiej elfki. - Caedmil Usulu. Andeith, minęło wiele czasu.
Elfka popatrzyła w oczy młodego elfa. Nie skomentowała, gdy Tryggvi na jej widok odwrócił się i splunął w stronę lasu.
- Caedmil Thaess. Tak, wiele minęło czasu. - Elf oderwał spojrzenie od jej oczu i powiódł wzrokiem po wszystkich. - Zbierajmy się, lepiej zdążyć przed świtem.
Prędko spakowali ostatnie rzeczy i ruszyli w drogę przez las. Tryggvi jak zwykle wysunął się do przodu. Sprawdzał, czy droga jest bezpieczna. Milo szedł obok nieznanej mu elfki i nie zadawał pytań. Wiedział, że mają ją odprowadzić i to mu na razie wystarczało. Czas na pytania jak sądził przyjdzie później. Zreszta, gdyby istotne było kim ona jest, powiedzieliby mu. Tak przynajmniej sądził.
- Nie zapytacie, jak poszły rozmowy?
- Poszły zapewne tak jak zawsze. - Odparła cicho Andeith, oglądając się przez ramię na Thaess. - Niepotrzebnie się fatygowałaś.
- Miałam przynajmniej okazję spotkać dawnych znajomych. - Skrytą częściowo pod burzą bursztynowych loków twarz rozjaśnił lekki usmiech.
Usul zaśmiał się krótko i również obejrzał, by spojrzeć w jej srebrne oczy.
- W obecnej sytuacji... Chyba lepiej żebyśmy nie oglądali się zbyt często.
Thaess pokiwała tylko głową i ruszyli przez ciemność. Milo musiał bardzo uważać. Nie radził sobie jeszcze tak dobrze w lasach jak elfy. Wędrówka nocą szła mu niezdarnie. Zawadzał o każdą przeszkodę i potykał się o każdy wystający korzeń, który one z łatwością omijały. W końcu dotarli do skraju lasu, gdzie czekał już na nich Tryggvi. Dalej rozpościerał się widok na skąpaną w promieniach wschodzącego słońca twierdzę i wysuniętą u jej podnóża przystań.
- Może kiedyś. - Powiedziała z uśmiechem Thaess, naciągając na głowę kaptur ciemnozielonego płaszcza.
- Może. - Odparła Andeith odpowiadając jej uśmiechem.
Obserwowali, jak elfka idzie w dół przez łąkę w stronę przystani. Wszyscy poza Tryggvim, który splunął tylko w krzaki na które właśnie się odlewał. Milo popatrzył na milczące twarze elfów. Ich uśmiechy gdzieś zgasły i odnosił wrażenie, że zastąpił je smutek. Uznał, że dostatecznie długo czekał z pytaniem, które cisnęło mu się na usta.
- Kim ona jest?
- Naszym wrogiem. - Odparła cicho Andeith, nie odwracając się do niego. - Przybyła tu z bardzo daleka, by powstrzymać rozlew krwi. I przybyła nadaremno, bo tego nie da się powstrzymać. Kiedyś Ci o tym opowiem Milo. Kiedyś może to zrozumiesz.
Zrozumiem zabijające się wzajemnie elfy? - Pomyślał spoglądając na idącą w blasku słońca Thaess. - Czy to się w ogóle da zrozumieć?
Ostatnio zmieniony 07 paź 2016 06:19 przez Usul, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
Isil
Posty: 214
Rejestracja: 17 mar 2014 10:19

Re: Z dziennika Wiewiórki

Post autor: Isil »

Zrozumiem zabijające się wzajemnie elfy? - Pomyślał spoglądając na idącą w blasku słońca Thaess. - Czy to się w ogóle da zrozumieć?
Pomyślał spoglądając na idącą w blasku słońca Thaess.

Obrazek



No nie moge :D

Jakkolwiek lubie Pamietniki Wiewiorki, tak ten odcinek jakos no... Too sweet.

Btw, tu:

Obaj udali się w stronę namiotu, pod którym czekali już Adneith i Tryggvi.
Jest literowka.

A, i Tryggvi ratuje ten odcinek :D
"Umiesz sobie wyobrazic Isil na czele zbrojnej bandy, ktora udaje sie w swiat mordowac? (...) Jeszcze w polowie marszu zaczelaby spiewac, a jak doszloby do potyczki, to domagalaby sie kultury i kwiatow. To sie nie uda."
Awatar użytkownika
Usul
Posty: 43
Rejestracja: 28 maja 2014 18:47

Re: Z dziennika Wiewiórki

Post autor: Usul »

W kolejnych (jeśli będą) już wracają krwawe jatki, koniec słodzenia ;)
Dzięki za wyłapanie literówki! :)
Awatar użytkownika
Thaess
Posty: 12
Rejestracja: 25 sty 2016 09:40

Re: Z dziennika Wiewiórki

Post autor: Thaess »

Przyznam, że całość i mnie zaskoczyła. :P

Pisz dalej, koniecznie!

Pozdrawiam Wszystkich :)
Wszystko wraca...wcześniej czy później.
Ysar

Re: Z dziennika Wiewiórki

Post autor: Ysar »

Bo teraz sprzedaje się tylko krew i flaki albo KONIECZNIE chichotanie, bez niego się nie da! A mi się podoba opcja liryczna, fajnie podniesiony problem i bez marudzenia. Czekam na więcej kartek z pamiętnika. Duży + dla piszącego.
Awatar użytkownika
Adrasteja
Posty: 25
Rejestracja: 12 gru 2014 22:22

Re: Z dziennika Wiewiórki

Post autor: Adrasteja »

Przeczytałam już dotychczas opublikowane części, więc chyba mogę już powiedzieć to i owo. Zacznijmy może od tego, do czego chcę się przyczepić. Po pierwsze, narracja jest nieadekwatna do tytułu opowiadania. W końcu w dziennikach występuje narracja pierwszoosobowa, nie trzecio. Po drugie, co do akcji w karczmie, napisane jest, że korsarze są wrogami komanda. Dlaczego? Nie jest wyjaśnione, jak się zaczął ten konflikt. Do tego wióry zaatakowały najpierw karczmę. Czy nie byłoby to bardziej logiczne, gdyby najpierw pozbyć się samotnego korsarza, pilnującego łodzi? Przecież podczas, gdy bitka trwałaby w najlepsze, on mógłby wezwać resztę załogi z drakkara (co chyba zresztą zrobił?) Kolejną rzeczą, do której chciałabym się przyczepić jest to, że te elfy są chyba nieśmiertelne :D Z każdej walki wychodzą (prawie) cało. Mimo odniesionych obrażeń ŻYJĄ. Przecież to nie było zwykłe skaleczenie się nożem przy krojeniu chleba. Co do najnowszej części to, skąd tam się wzięła Thaess? Skąd wiedziała, jak dojść do obozu? Dlaczego puszczono ją wolno, skoro rozmowy nie odniosły skutku? Nie zawiązano jej nawet oczu. Teraz wie, gdzie leży obozowisko i będzie mogła wydać całe komando. A wióry będą musiały zbierać manatki i przenosić się gdzie indziej.
Ale żeby nie było, że tylko marudzę to dostrzegam również plusy tego opowiadania. Przede wszystkim jest napisane bardzo ładnym językiem. Nie ma tu zbyt wielu opisów, dzięki czemu czytanie nie nudzi. Potrafi wciągnąć, a dzięki temu, że poszczególne części nie są zbyt długie, szybko się je czyta. Również opisy walk zasługują na pochwałę, ale dalej czekam na coś z pazurem ;) I przede wszystkim Milo! Naprawdę fajna postać. Nie stał się od razu żądnym krwi i mordu zabójcą-kurduplem. Zmiany zachodzą w nim stopniowo. Jest bardzo wiarygodny.
Poza tym proponowałabym jeszcze kilka razy przeglądać tekst przed opublikowaniem. Gdzieniegdzie pozjadane zostały przecinki :)
"Patrzajcież, jaki to mądry i jaki miły pomidorek..."
Awatar użytkownika
Usul
Posty: 43
Rejestracja: 28 maja 2014 18:47

Re: Z dziennika Wiewiórki

Post autor: Usul »

Czolem,
Te opowiadania są pierwszymi jakie w życiu napisałem. Szczerze mówiąc nie planowałem napisać więcej niż jednego. Wpadłem na pomysł i chciałem go zrealizować, pobawić się. Fabuła opowiadań może miejscami być faktycznie niespójna, ale to dlatego że jej nie planowałem. Do każdego opowiadania wymyślam ją na poczekniu, w drodze na pociąg. Samo napisanie zabiera mi jakąś godzine-dwie, zależnie jak bardzo jestem zajęty w pracy. W każdym razie nie oczekujcie wyszukanego warsztatu i porywającej prozy, bo to zwykła amatorszczyzna. I tak ciesze się, że tyle osób je polubiło i ma chęć czytać. Ale jeszcze bardziej cieszę się z tego, że zainspirowały pare osób by same coś napisały. A to już jest naprawdę super :)

Pozdrawiam

Ps
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, te z pochwałami i zachęcające do dalszej pracy, jak i te z konstruktywną krytyką.
Awatar użytkownika
Molu
Posty: 202
Rejestracja: 19 gru 2009 23:27

Re: Z dziennika Wiewiórki

Post autor: Molu »

Chwila odpoczynku wśród drzew. Czas na złapanie oddechu, naprawę ekwipunku, złapanie garści owoców, żeby zachować siły.

Życie płynie dziś ospale w Athel. Patrzę przelotnie na toczące się życie w mieście, na rzemieślników zajmujących się własnymi sprawami. Ogarnia mnie spokój i świadomość celu - ochrony życia tych elfów, żeby mogli dalej zajmować się swoimi sprawami. Żeby mogli oddawać się zwykłym codziennym sprawom, bez obawy, że nagle ktoś zaatakuje ich znienacka.

Wtem mój wzrok przyciąga elfka, która podąża pospiesznym krokiem w kierunku ukrytej ścieżki wiodącej na zewnątrz Kniei. Thaess. Widać, że ma przed sobą jasno określony cel - i nie jest to spacer, czy chęć na kąpiel w jednym z jeziorek. Świadczy o tym podróżne ubranie oraz sakwa, do której przed chwilą wkładała suche racje.
Spokojnie zbieram broń, otulam się liściastym płaszczem w maskujących barwach i ruszam cicho za nią. Nie chciałbym, żeby coś jej się stało, a jest jeszcze młoda i niedoświadczona. Jeśli będę ostrożny, to nawet nie będzie wiedziała, że jestem blisko.

(...)

Górska rzeka leniwie toczyła wody w swym dolnym biegu. Sama rzeka i przystań noszą nazwę Błękitnej Wstęgi - cumuje tu kilka statków kursujących po okolicznych wodach śródlądowych oraz jeden dalekomorski drakkar. Na ten ostatni zdaje się czekać Thaess. To robi się coraz bardziej intrygujące...

Poczekałem, aż elfka zeszła pod pokład, nim kupiłem bilet i ukryłem się na rufie. A teraz obserwuję jak schodzi na brzeg, żeby spotkać się... Czy to są elfy z Komanda??

Wiewiórki nie zawsze były nam wrogami. Co prawda w przeciwieństwie do Asrai nie szanowały nigdy życia - prowadząc nieustanną walkę z ludźmi. Zabijając i pozostawiając krwawe dowody swych czynów jako postrach dla innych. Nigdy za nimi nie przepadałem i niejednokrotnie zdarzało mi się krzyżować z nimi broń w obronie ludzi, ale nie przeradzało się to w długotrwałe walki. Obecną wojnę wywołał czyn, który sprawił, że nie mogliśmy puścić tego płazem. Był to świadomy atak i zabicie w Loren świętego stworzenia jakim jest jednorożec. Od momentu, kiedy zauważyliśmy Wiewiórkę, dumnie paradującą w płaszczu z jednorożca - trwa wojna.

Sięgam po broń, na spokojnie oceniając swoje szanse. Dwoje elfów. Z tyłu za nimi skrzywiony krasnolud. To chyba wszyscy - niewielki oddział. Powoli ruszam w kierunku trapu, ale nagle zatrzymuję się, mrużąc oczy. To nie wygląda na spotkanie wrogów - zarówno Thaess jak i obcy elf uśmiechają się do siebie, po czym ruszają wspólnie niczym starzy przyjaciele. Czarnowłosa elfka rusza za nimi, trzymając się krok z tyłu i lekko z boku za elfem, jakby go ochraniała. Ponury krasnolud zamyka pochód. Co tu się dzieje?

Powoli, dyskretnie schodzę na brzeg i ruszam wąskimi uliczkami, trzymając się na tyle daleko, żeby nikt mnie nie zauważył. Kruczowłosa skupia się na tym co dzieje się z przodu i po bokach, a krasnolud co jakiś czas zatrzymuje się, badając tyły. Widać, że są zgraną grupą i niejeden raz wędrowali i walczyli ramię w ramię. Elf jest przywódcą.

(...)

Przeklinam cicho. Bez problemu mogłem śledzić grupę idącą traktem. Trzymałem się ich nawet kiedy weszli głębiej między drzewa. Problemy zaczęły się, kiedy znaleźliśmy się w jakimś dziwnym lesie. Światło nie dochodziło poniżej koron drzew i szybko zgubiłem ich w mroku. Musiałem zwolnić, żeby badać ślady. A później zaczęły się pułapki i wojownicy, którzy coraz gęściej patrolowali teren. Zapewne w pobliżu znajdował się jeden z obozów komanda. Nie mogłem niezauważony dostać się bliżej, więc zacząłem krążyć na poza zasięgiem strażników.

Późnym wieczorem znużony ukryłem się w krzakach, żeby odpocząć do rana. O świcie powróciłem do krążenia po okolicy. W pewnym momencie natrafiłem na trop wiodący w kierunku, z którego dzień wcześniej nadeszliśmy. Ślady identyczne z tymi, za którymi podążałem wczoraj z jednym wyjątkiem - do grupy dołączył ktoś jeszcze. Sądząc po zagłębieniach i ich wielkości - prawdopodobnie niziołek lub niziołka. Tak jak się spodziewałem - wracali w kierunku przystani.
Przybyłem zbyt późno, ale płacąc sztukę srebra jednemu z dokerów, dowiedziałem się, że elfka o bursztynowych lokach wsiadła na statek. Dobrze. Zatem mam teraz trochę czasu dla siebie.

(...)

Przez kolejny dzień krążę w okolicy obozu komanda, wypatrując mniejszych grup lub pojedynczych wojowników. Niestety nie dopisuje mi szczęście. Wieczorem natrafiam na polankę, umiejscowioną przy sadzawce leśnej. Zbliżając się ostrożnie, słyszę szmer cichych głosów. Dwie osoby. Elf i elfka. Starzy znajomi, którzy eskortowali Thaess. Dyskretnie wyjmuję broń z pochew i skradam się bliżej. Są ostrożni - mimo, że w pobliżu są patrole, a niedaleko cały obóz - mają wciąż broń w zasięgu rąk. Uśmiecham się posępnie, szykując się do ataku.

Nagle zamieram. Elf pochyla głowę w kierunku elfki w delikatnym pocałunku. A do mnie wracają wspomnienia z czasów, gdy czułem się zakochany i szczęśliwy. Ulotne chwile. Oni też zrozumieją, że szczęście nie trwa wiecznie. Że prędzej czy później ktoś zburzy to i pozostaną im tylko echa tego co było.

Ale nie dziś. Dziś niech celebrują życie, a ja poszukam innego wroga.
Tylko o sprawach, które nas zupełnie nie interesują, możemy wydać rzeczywiście bezstronną opinię, co niewątpliwie jest powodem tego, że opinia bezstronna jest zawsze absolutnie bezwartościowa.
Awatar użytkownika
Sadriviel
Posty: 79
Rejestracja: 23 mar 2016 07:37

Re: Z dziennika Wiewiórki

Post autor: Sadriviel »

Bardzo, bardzo ładnie.

WRITERS UNITED !!!
Cierpliwość i spokój nie są moimi cnotami.
Awatar użytkownika
Denea
Posty: 246
Rejestracja: 16 mar 2010 01:30
Lokalizacja: Legionowo

Re: Z dziennika Wiewiórki

Post autor: Denea »

Kilka dni przegapilem i musialem nadrabiac. Ale jeszcze bardziej mi sie chyba podobaja Wasze opowiadania, mimo niesmiertelnosci bohaterow, nieciaglosci akcji, czy innych pierdol jakie znalazla Adrasteja:)

Po tym Usulu, jak zaprosiles innych do wspolpracy, przypomina mi sie pewne opowiadanie z dawnych czasow, gdy zaczynalem gre. Bodajze "Przeniesienie" mialo tytul. Tez mialo w koncepcji wielu autorow, choc nieco bardziej luzne powiazanie z arka a przy okazji z rilem :) Starsi moze skojarza.

W sumie przez mysl mi nawet przeszlo, by sie przylaczyc, ale postac Denei pasuje tutaj, jak piesc do oka, czy moze raczej w druga strone :P

Znalazly sie jednak ze dwie literowki po drodze, ale w tym momencie pamietam tylko jedna, podwojne "na":

Kod: Zaznacz cały

- Poszły zapewne tak jak zawsze. - Odparła cicho Andeith, oglądając się przez ramię na na Thaess. - Niepotrzebnie się fatygowałaś.
Czekam na wiecej Panowie :) Pisanie idzie Wam bardzo niezle moim zdaniem :)

PS. Ktos wie, dlaczego mam biala czcionke w poscie? :?
Ble... Ble? Ble!
ODPOWIEDZ