Sen o arkadii
Re: Sen o arkadii
No to ja też. Snów przez tyle lat grania w literki miałam sporo arkadiowych i to o różnych poziomach abstrakcji, było parę takich, że faktycznie śniło mi się, że po prostu siedzę i gram i coś tam się w tej grze dzieje, ale czasem było też tak, że wizualizował mi się w głowie świat gry. Tak było i ostatnio. A śniło mi się, że Osadniki, stały po jednej stronie rzeki, na jakiejś polance przybrzeżnej otoczonej zewsząd krzakami w stylu - "gęste krzaki nie pozwalają ci przejść...", środkiem rzeki płynął, (ale jakoś bez skutku, bo ciągle stał w miejscu, a tylko wyglądał jakby płynął), statek korsarski z całą ekipą. Po drugiej stronie rzeki, na bliźniaczej polance, stało Komando. Oni z łukami, my z włóczniami takimi do rzucania, a korsarze mieli balisty i kusze. Wszyscy strzelali, rzucali, miotali wszystkim do wszystkich... taka rzeź to była, że rety. Po jakimś czasie i obie polanki i rzeka zniknęły, statek też. Obrazy zniknęły również i zaczął się normalny tryb gry, czyli literki. Wszystkie trzy drużyny znalazły się w lokacji bez wyjść. Jakaś " Rozległa równina." No i zaczęły się walki... też wszyscy ze wszystkimi i trup słał się gęsto z każdej ze stron, samo sprawdzanie 'kondycji wszystkich' zabierało kilka ekranów, a o kontroli tego kto kogo napieprza i kogo zasłaniać nie było mowy. Jeszcze nie wiedzieć czemu miałam włączone opisy walki wszystkich. Jeden chaos powstał, który na szczęście mnie obudził. I jeszcze miałam nie tak dawno całkiem sen, też "obrazkowy" o tym, że do każdego gracza przyszło zaproszenie na Ostateczny Zjazd Arkadii, mający miejsce w jakimiś zamku w Polsce gdzieś, i o dziwo wszyscy przybyli i dużo tam się działo, jakoś strasznie szczegółowy miałam ten sen, łącznie z tym, co się jadło i że w każdej komnacie wielkiej była jedna gildia, a jak ktoś chciał PK to ganiał po korytarzach. Dopiero w drugi dzień zjazdu mogli się ludzie mieszać z innymi gildiami i sobie chodzić gdzie chcieli, najgorzej mieli GP, którzy siedzieli po prostu w przestronnej sieni ;). Na koniec snu z głośników zaczął płynąć komunikat o tym, że jeździec apokalipsy się zbliża, i gdy padły słowa "Świat zostaje zniszczony" - to faktycznie... świat został zniszczony. :D
Re: Sen o arkadii
Egvene, mogę rzec jedno: piękne wylogowanie się z życia
Jeśli czegoś nie wolno, a bardzo się chce, to można.
Re: Sen o arkadii
To jeden z takich snów, po wybudzeniu z którego, jedyne co ciśnie się na usta to "że co?"
Dwie sceny żywcem wyjęte z Potopu
I. Kapitulacja pod Mariborem(prawie jak pod Ujściem)
Został mi w głowie tylko okrzyk "Jesteśmy Nilfgaardem już, nie Temerią!
II. Uczta(cholera wie gdzie)
Toast i "Vivat Emhyr var Emeris! Deithwen Addan yn Carn aep Morvudd, od dziś miłościwie nam panujący!" <---- chyba coś mi się w głowie poprzewracało skoro śnię w Starszej Mowie.
Sen był oczywiście bardziej skomplikowany, ale tylko to mi zostało w głowie.
Dwie sceny żywcem wyjęte z Potopu
I. Kapitulacja pod Mariborem(prawie jak pod Ujściem)
Został mi w głowie tylko okrzyk "Jesteśmy Nilfgaardem już, nie Temerią!
II. Uczta(cholera wie gdzie)
Toast i "Vivat Emhyr var Emeris! Deithwen Addan yn Carn aep Morvudd, od dziś miłościwie nam panujący!" <---- chyba coś mi się w głowie poprzewracało skoro śnię w Starszej Mowie.
Sen był oczywiście bardziej skomplikowany, ale tylko to mi zostało w głowie.
Re: Sen o arkadii
Nie jest tak ekstremalnie jak u Was, ale jest.
Śniło mi się, że siekłem sobie ghule pod Novigradem. Nagle wszedł jeden z ogrów, które mnie ostatnio przegoniły po Mahakamie (pozdrawiam). Przedstawił się imieniem Kern (jest taki w ogóle na Arce?), które wzięło mi się nie wiadomo skąd. Kazał mi opuścić broń, co też zrobiłem i ubiłem ghule gołymi rękoma. Skinął głową, zaprosił mnie do drużyny i poprowadził kilka lokacji dalej do Haerna, którego imię było niebieskie, jak na forum. We trójkę bez słowa przecięliśmy mauzoleum i cmentarz nocą. Tutaj sen się urywa.
Sen był w literkach, bez wizualizacji. Śnił mi się po dniu bez Arki. Syndrom odstawienia?
Śniło mi się, że siekłem sobie ghule pod Novigradem. Nagle wszedł jeden z ogrów, które mnie ostatnio przegoniły po Mahakamie (pozdrawiam). Przedstawił się imieniem Kern (jest taki w ogóle na Arce?), które wzięło mi się nie wiadomo skąd. Kazał mi opuścić broń, co też zrobiłem i ubiłem ghule gołymi rękoma. Skinął głową, zaprosił mnie do drużyny i poprowadził kilka lokacji dalej do Haerna, którego imię było niebieskie, jak na forum. We trójkę bez słowa przecięliśmy mauzoleum i cmentarz nocą. Tutaj sen się urywa.
Sen był w literkach, bez wizualizacji. Śnił mi się po dniu bez Arki. Syndrom odstawienia?
Cierpliwość i spokój nie są moimi cnotami.
Re: Sen o arkadii
Sadriviel hehe. Tak, jest Kern i jest polelfem... Masz realistyczne sny!
Madame Directeur, patronne des Elfes, Demi-elfes et voyageurs
Re: Sen o arkadii
A mi sie dzis snilo, ze szefostwo gildii po zdobyciu, przy moim prowadzeniu, fuksiarskiego fraga zarzyczylo sobie 3 fragow dziennie.
Tęczowe serce...
Re: Sen o arkadii
Lubię ten dział, więc i ja się dorzucę. Macie świeżynkę, z dzisiaj.
Chociaż nie aż tak arkadyjska jak Wasze, to z pewnością echa wczorajszej wyprawy w niej są dość silne. A, ha. Sen całkowicie filmowy. Tylko komendy wydawać musiałem arkadyjskie, a i to nie zawsze.
Otóż idę ja sobie lasem, wracam do domu, słoneczko, ptaszki i pełen relaks, aż tu nagle wielki ciężar mi spada na plecy. Przecież prowadzę wyprawę! I nagle górki i dolinki na drodze pełne niebezpieczeństw mi się wydają. A za plecami słyszę niecierpliwe głosy drużyny (nie wiedzieć czemu wczoraj, ledwo kapkę po północy, a cała Cechowa wyprawa strasznie senna się zrobiła w drodze powrotnej i każdemu w bety spieszno było). Co chwila <przystaje i szukam sladow> <nasluchuje> a inne wyprawy z bocznych ścieżek wypadają i <pokiwawszy szybko głowami> zostawiają nas w tyle (ruch był wczoraj spory na traktach). Nagle z tyłu Szef mnie szturcha i mówi, że w tych dźwiękach nie ma nic niebezpiecznego i mogę przestać się obawiać.
Ma widać szacunek bo od razu doszliśmy do rogatek miejskich Znowu mnie pchnął i kazał obawy do strumienia wyrzucić (nie pytajcie jak wyglądają obawy, miałem je w rękach i nie przyglądałem im się - może właśnie tak? - wczoraj na wyprawie dostałem od Szefa szmacianego szczurka, którego można po pysku okładać com istotnie uczynił).
Stoję nad strumieniem i już mam wyrzucić te obawy, ale widzę stadko kaczek. Jedna podpływa do mnie. Głupio, myślę, ona pewnie chlebka oczekuje a ja jej tu obawę wrzucam. Więc udaję, że jej nie widzę. Ona ze smutkiem odpływa i mówi do innych kaczek (bez komentarzy proszę, to ona mówi, ja tu tylko biernie słucham) – On chyba mnie nie kocha – To może niech druga spróbuje? - i widzę, że inna kaczka do mnie płynie. O żesz! gdzie tu uciekać? (Tak, tak, wczoraj popełniłem na wyprawie gafę towarzyską damsko-męską dużej miary) Odwracam się, a tam czerwone światła. A kaczka coraz bliżej Więc z trudem przeleciałem nad ulicą. (A. zawsze z dużym trudem latam w sennych snach, B. nauka latania w sennych snach po dwa mithryle od łebka i nie gwarantuje efektów) i wpadam prosto na wiec uliczny gdzie Piłsudski szabelką macha, mówi o ratowaniu ojczyzny i <patrzy wymownie na mnie>. Ja <wyczerpany> ale rzecz jasna <potwierdzam jego slowa>. I migawka – to nie Marszałek, a jakiś król i zabiera mnie znów do mojej drużyny na ucztę - po owej wyprawie.
Nierad nam chyba, bo zamiast w dużej izbie siedzimy w korytarzu jakiegoś zamku (a jakże sklepienia gotyckie, cegła czerwona) a ciasno, że stolce ledwo idzie odsunąć od stoła.
Ale jadło wyborne. Ucztujemy, a ja <usmiecham sie> do jednej pani przy <dlugiej drewnianej lawie> , co to ją bardzo rad na wyprawach widzę.
Sen znowu robi się miły ale ledwo co i król mnie na stronę zabiera, do wieży wiedzie i misję jaką chce powierzyć. Do dzwonnicy mnie ostatecznie prowadzi. Mówi coś, ale ja patrzę na dzwon zygmuntowski i zastanawiam się, czy on się tak ciągle waha, bo tak trudno go rozbujać, czy za chwilę łupnie. I faktycznie – łuuup! Pierwsze jeszcze nie takie głośne. Zamiast uciekać staram się (już teraz na klawiaturze) napisać <'Panie, ratujcie się!> – ale robię straszne literówki i nie mogę, a król, nie w ciemię bity widać, sam ucieka. Tedy i ja do drzwi pędzę bo jeszcze mnie tu zamknie. Ale nie, zostawił uchylone. Więc jeszcze próbuję napisać <wyjscie> ale strasznie mi niewygodnie uciekając i pisząc, więc się obróciłem na drugi bok i rzecz jasna obudziłem.
O nie... piąta rano. A ja zamiast grzecznie zasnąć co chwil kilka śmieje się cicho. Cóż robić, wstałem i Wam to na gorąco opisałem.
[edit: poznym wieczorem] Dzieki ludki za slowa pokrzepienia. Wahalem sie, czy to tu zamiescic.
Chociaż nie aż tak arkadyjska jak Wasze, to z pewnością echa wczorajszej wyprawy w niej są dość silne. A, ha. Sen całkowicie filmowy. Tylko komendy wydawać musiałem arkadyjskie, a i to nie zawsze.
Otóż idę ja sobie lasem, wracam do domu, słoneczko, ptaszki i pełen relaks, aż tu nagle wielki ciężar mi spada na plecy. Przecież prowadzę wyprawę! I nagle górki i dolinki na drodze pełne niebezpieczeństw mi się wydają. A za plecami słyszę niecierpliwe głosy drużyny (nie wiedzieć czemu wczoraj, ledwo kapkę po północy, a cała Cechowa wyprawa strasznie senna się zrobiła w drodze powrotnej i każdemu w bety spieszno było). Co chwila <przystaje i szukam sladow> <nasluchuje> a inne wyprawy z bocznych ścieżek wypadają i <pokiwawszy szybko głowami> zostawiają nas w tyle (ruch był wczoraj spory na traktach). Nagle z tyłu Szef mnie szturcha i mówi, że w tych dźwiękach nie ma nic niebezpiecznego i mogę przestać się obawiać.
Ma widać szacunek bo od razu doszliśmy do rogatek miejskich Znowu mnie pchnął i kazał obawy do strumienia wyrzucić (nie pytajcie jak wyglądają obawy, miałem je w rękach i nie przyglądałem im się - może właśnie tak? - wczoraj na wyprawie dostałem od Szefa szmacianego szczurka, którego można po pysku okładać com istotnie uczynił).
Stoję nad strumieniem i już mam wyrzucić te obawy, ale widzę stadko kaczek. Jedna podpływa do mnie. Głupio, myślę, ona pewnie chlebka oczekuje a ja jej tu obawę wrzucam. Więc udaję, że jej nie widzę. Ona ze smutkiem odpływa i mówi do innych kaczek (bez komentarzy proszę, to ona mówi, ja tu tylko biernie słucham) – On chyba mnie nie kocha – To może niech druga spróbuje? - i widzę, że inna kaczka do mnie płynie. O żesz! gdzie tu uciekać? (Tak, tak, wczoraj popełniłem na wyprawie gafę towarzyską damsko-męską dużej miary) Odwracam się, a tam czerwone światła. A kaczka coraz bliżej Więc z trudem przeleciałem nad ulicą. (A. zawsze z dużym trudem latam w sennych snach, B. nauka latania w sennych snach po dwa mithryle od łebka i nie gwarantuje efektów) i wpadam prosto na wiec uliczny gdzie Piłsudski szabelką macha, mówi o ratowaniu ojczyzny i <patrzy wymownie na mnie>. Ja <wyczerpany> ale rzecz jasna <potwierdzam jego slowa>. I migawka – to nie Marszałek, a jakiś król i zabiera mnie znów do mojej drużyny na ucztę - po owej wyprawie.
Nierad nam chyba, bo zamiast w dużej izbie siedzimy w korytarzu jakiegoś zamku (a jakże sklepienia gotyckie, cegła czerwona) a ciasno, że stolce ledwo idzie odsunąć od stoła.
Ale jadło wyborne. Ucztujemy, a ja <usmiecham sie> do jednej pani przy <dlugiej drewnianej lawie> , co to ją bardzo rad na wyprawach widzę.
Sen znowu robi się miły ale ledwo co i król mnie na stronę zabiera, do wieży wiedzie i misję jaką chce powierzyć. Do dzwonnicy mnie ostatecznie prowadzi. Mówi coś, ale ja patrzę na dzwon zygmuntowski i zastanawiam się, czy on się tak ciągle waha, bo tak trudno go rozbujać, czy za chwilę łupnie. I faktycznie – łuuup! Pierwsze jeszcze nie takie głośne. Zamiast uciekać staram się (już teraz na klawiaturze) napisać <'Panie, ratujcie się!> – ale robię straszne literówki i nie mogę, a król, nie w ciemię bity widać, sam ucieka. Tedy i ja do drzwi pędzę bo jeszcze mnie tu zamknie. Ale nie, zostawił uchylone. Więc jeszcze próbuję napisać <wyjscie> ale strasznie mi niewygodnie uciekając i pisząc, więc się obróciłem na drugi bok i rzecz jasna obudziłem.
O nie... piąta rano. A ja zamiast grzecznie zasnąć co chwil kilka śmieje się cicho. Cóż robić, wstałem i Wam to na gorąco opisałem.
[edit: poznym wieczorem] Dzieki ludki za slowa pokrzepienia. Wahalem sie, czy to tu zamiescic.
Ostatnio zmieniony 07 cze 2016 00:33 przez Kobu, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Sen o arkadii
@Kobu - you are the best
Świetny sen!
Też mam podobne, ale zazwyczaj po obudzeniu niestety nic już nie pamiętam
Świetny sen!
Też mam podobne, ale zazwyczaj po obudzeniu niestety nic już nie pamiętam
Co to jest Chaos? To jest Ład, który zniszczono przy Stworzeniu Świata.
S.J. Lec
S.J. Lec
Re: Sen o arkadii
Jestem pełna uznania.
Ulf pisze:Witaj Tuńczyku!
ps wiedziałaś, że Tuńczyk - to po łacinie 'Przyjaciel Żółwia' (Tuń - przyjaciel, Czyk - żółwia)?
Rork pisze:“ Tuńczyk ma 14% białka! masa po nim przyrasta szybciej niż populacja cyganów na Słowacji! ”