Dlaczego nie wrócę do kopalni - fragment podania

Forum Logi i Opowieści.
Awatar użytkownika
Quantyl
Posty: 18
Rejestracja: 16 kwie 2014 15:10

Dlaczego nie wrócę do kopalni - fragment podania

Post autor: Quantyl »

Dziś, mimo dni, które upłynęły, wciąż zdarza mi się budzić w nocy, by z przerażeniem wyrzucać z głowy oniryczne fantazje, przywodzące na powrót do dawnych czasów i miejsc. Cisza i ciemność nieodparcie osaczają mnie, próbując zadusić. Są tak wyraziste i namacalne, że tworzą odrębną rzeczywistość, z której nie sposób się wydostać. Od pewnego czasu sypiam przy zapalonej lampce - pozwala mi oddychać. Otwieram oczy, wzrok pada na płomień, niemoc ustępuje. Mogę przeżyć kolejny dzień.

Nie zawsze pracowałem sam. Właściwie zwykle ktoś się wokół kręcił. Górnicy obu płci i wielu ras podśpiewywali sobie przy kopaniu, wznosili radosne okrzyki głoszące wieść o znalezieniu przez nich złota, narzekali na swoją dolę, wzdychali ze znużeniem i krakali, że ich zasypie, że to tak niebezpieczne. Słowem robili wszystko to, co się robi przy robocie niezależnie od tego, czy się ją lubi, czy nie. Nie jestem szczególnie gadatliwy ani towarzyski, jednak ich obecność dodawała temu miejscu życia. Prawda, że trzeba było bardziej uważać na swoje rzeczy, żeby ktoś nie zabrał choćby przez przypadek. Ale razem raźniej, nie da się zaprzeczyć!

Wydobywałem akurat żelazo, dość głęboko co prawda, ale zza rogu, może dwa kroki ode mnie, ciągle słyszałem dyskutujące głosy, nieraz nawet śmiech. Niebawem głosy na moment ucichły, a ja nie zwróciłem na to uwagi. Żelazo leciało ze ściany jak świeży śnieg zimą, nie miało końca. Wkrótce zaścielało całą okolicę grubą warstwą utrudniającą poruszanie się. Napchałem do plecaka, ile mogłem unieść, wyszedłem za rzeczony róg, a tam... ściana! Zwarta ściana gruzu, aż trudno uwierzyć, że wcześniej mogło tu istnieć przejście.
- Hej! - krzyknąłem, niedowierzając. Nie zaszczycono mnie odpowiedzią. - Hej! - powtórzyłem, ale tylko wiatr zawodził gdzieś wśród skalnych szczelin.
- HEJ! - wrzasnąłem wreszcie ile sił w płucach, przestraszony nie na żarty. - Ej, ej - usłyszałem kpiące ze mnie echo.
Na początku myślałem, że wydostanie się nie będzie trudne. Przecież zawsze musi istnieć jakaś droga. Wszedłem to i wyjdę. Nie ma sytuacji bez wyjścia.

Jak na złość właśnie wtedy wszystko zaczęło się psuć. Miałem przy sobie odrobinę prowiantu, bukłak z wodą, nieco oleju do lampy, używany już jakiś czas oskard i linę. Podjąłem próbę wspinaczki. Wydawało mi się, że wyżej dostrzegam szczelinę, którą mógłbym się przecisnąć gdzieś dalej. Szybko minąłem punkt, skąd upadek wydawał się bezpieczny. Ręce pociły się, omdlewały, ślizgały po pionowej ścianie. Kamienie spod stóp samobójczo rzucały się w przepaść. Spojrzałem w dół. Wśród nieprzeniknionej ciemności widniały tam dwa żółte punkciki, niby ślepia drapieżnika. Przeszedł mnie dreszcz, runąłem w tę pustkę. Spadając, zdążyłem dostrzec nienawistny błysk i rozwierające się szczęki pełne ostrych, białych zębów. Wilk czy ki czort? A może to wyobraźnia płata mi figle? - pomyślałem i z hukiem upadłem bez świadomości.

Słyszałem szepty, miałem wrażenie, że wokół mnie odbywa się jakaś złowroga narada. Tubylcy - dzikusy zastanawiają się co ze mną zrobić. Jak wykorzystać smakowity kawałek mięsa, który sam wszedł im do domu. Zadrżałem.
Nonsens! Nikt nie mieszka w kopalni. Odważnie otworzyłem oczy, ale nadal nie widziałem zupełnie nic. Ani nawet żółtych ślepi. Przynajmniej szepty umilkły. Spróbowałem unieść rękę, ale nie miałem nad nią władzy. Nogi również tkwiły na ziemi bez ruchu jak kołki. Chciałem krzyknąć, głośno wyrzucić z siebie całą tę frustrację, oczyścić umysł, ale choć otworzyłem usta nie byłem w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Jak w sennym horrorze, kiedy paskudne macki zła suną w twym kierunku szybko i niepostrzeżenie, a ty możesz tylko bezwładnie obserwować.

Leżałem, nie myśląc o niczym i wpatrując się w ciemność. Sekundy łączyły się w minuty, minuty w godziny. Choć wciąż starałem się nie myśleć, w głowie zaczęły pojawiać się obrazy. Nie wydostanę się, umrę tu z głodu. Podobno to jeden z najboleśniejszych rodzajów śmierci. Za miesiąc czy rok moi dawni towarzysze pracy odkopią te szczątki. Ciekawe, jak będę wtedy wyglądać. Może zrobię im psikusa i nastraszę ich trochę po raz ostatni?

W pewnym momencie poczułem mocny ucisk na klatce piersiowej. Trudno było oddychać. Zdawało mi się, że coś na mnie siedzi, ciemność nie pozwalała jednoznacznie stwierdzić. Niespodziewanie nacisk przerodził się w palący ból. Stworzenie wbijało mi ostre pazury w brzuch, rozdrapywało miękkie ciało na bokach, rozorało fartuch. Ujrzałem te same przeklęte kocie oczy, a zaraz potem dwa rzędy skąpanych w delikatnej, białej poświacie kłów, trójkątnych i szpiczastych. Krzyknąłem, tym razem o dziwo wydając z siebie dźwięk, który wkrótce utonął w morzu posoki tryskającej z mojego rozszarpanego gardła.

Gdy się obudziłem, szybko dotarło do mnie, że nie jestem w raju, o nie. Otaczała mnie ta sama pusta ciemność i dzwoniąca w uszach cisza. Nigdzie nie było widać idealnego domku ze spiżarnią pełną ciastek, w którym miałbym spędzić wieczność. Z wyrywającym się z piersi sercem, zdyszany i zlany potem sięgnąłem oburącz do gardła. Było całe, nawet nie draśnięte. Przetrawiłem tę informację i skonstatowałem, że żółte ślepia to tylko sen. Lecz czy nie widziałem ich także przed upadkiem? Ten zaś na pewno należał do rzeczywistości, sądząc po tym, jak obolały się czułem i jak drobne szczątki pozostały z mojej całkiem jeszcze nowej olejnej lampki.

- Co z nim zrobimy? - usłyszałem ciekawski głosik pozbawiony jakiejkolwiek empatii. Nie było w nim ani odrobiny ciepłych uczuć, ba żadnych uczuć, tylko to parszywe zainteresowanie. Ciekawość nadchodzącej kaźni, być może pierwszej w życiu tego stwora, a znanej mu z opowieści. W tym jednym krótkim zdaniu słyszałem fascynację cudzym cierpieniem, ale nie jakąś wredną, a zwyczajną, dziecięcą chęć obserwowania z bliska dziejącej się właśnie historii. Nikt nie rozwiał wątpliwości młodego stwora. Było tak cicho, że zwątpiłem w to, że słyszałem przed chwilą jakiś głos. Było tak cicho, że zacząłem zastanawiać się, czy w ogóle możliwe jest istnienie dźwięku.
- Raz - chciałem powiedzieć, by to rozstrzygnąć.
- Śmierć - doleciało moich uszu i postanowiłem więcej się nie odzywać.

Noc, o ile poprawnie ją rozpoznałem, spędziłem przytulony do ściany pod niewielkim skalnym nawisem. Przestrzeń zaczynała mnie przytłaczać. By żyć potrzebowałem takiej właśnie niszy. Kilka razy słyszałem przez sen szepty, kilka razy coś włochatego otarło się o moje nogi, kilka razy otwierałem oczy, by spostrzec wiszące nade mną żółte ślepia. To już koniec - myślałem. Nigdy nie odbiorę tej sakwy, którą zamówiłem u Needlestucków kilka dni temu. Zabawne, jakie rzeczy przychodzą do głowy w obliczu śmierci. Ślepia jednak nie robiły mi krzywdy. Gdy mrugałem znikały z cichym sykiem i szelestem, rozbiegając się po krańcach tunelu. Potem znów rozpoczynała swą pieśń najcichsza z cisz. Rozpoczynała i trwała tak w najlepsze. Przez minuty, które zdawały się być godzinami, miesiącami, latami. Nie mogłem zasnąć, wiedząc, co czai się w mroku. W końcu jednak dawałem za wygraną i pozwalałem znużonym oczom zmrużyć się do czasu, aż następna, jeszcze okrutniejsza pobudka wbije we mnie swoje szpony.

Czasu nadejścia ratunku nie byłem już świadom, podobnie jak następujących tygodni, których ponoć potrzebowałem, by powrócić do zdrowia.
Awatar użytkownika
Denea
Posty: 246
Rejestracja: 16 mar 2010 01:30
Lokalizacja: Legionowo

Re: Dlaczego nie wrócę do kopalni - fragment podania

Post autor: Denea »

Ble... Samo w sobie wydawalo sie byc wciagajace, ale koncowka mnie rozczarowala :P Wybacz, ale jestem na nie :D
Ble... Ble? Ble!
Fels
Posty: 31
Rejestracja: 17 lip 2014 15:49

Re: Dlaczego nie wrócę do kopalni - fragment podania

Post autor: Fels »

duplikat postu
Ostatnio zmieniony 27 wrz 2014 13:20 przez Fels, łącznie zmieniany 1 raz.
Fels
Posty: 31
Rejestracja: 17 lip 2014 15:49

Re: Dlaczego nie wrócę do kopalni - fragment podania

Post autor: Fels »

Przyjemnie się czytało. Niezłe. Też bym powiedział "nie" w programie "mam talent". Fels.
ODPOWIEDZ